czwartek, 3 stycznia 2013

Mały szpitalny epizod

Z jakimś neurochirurgiem w roli głównej. Przyszedł jakiś taki z równoległego szpitala na "konsultacje" podobno. Bez kitla, szwędał się w pokoju lekarzy, posiedział tam chwilę, pogapił się w kompa i potem w końcu przylazł. Rąsie założone na piersiach, morda wysoko i mówi czytając moje nazwisko z kartki na najlepszym, jak się okazało łóżku na sali, czyli moim: 

- "pani N...."
Prostuję się na łóżku i mówię:
- "Tak, to ja, słucham?!"
Pytam czy się położyć, czy mogę siedzieć.
- "Tak jest dobrze."
drugie pytanie:
"Co pani jest?"
Ja gały jak nie wiem, no ale odpowiadam grzecznie:
- "Nie wiem, bolała mnie głowa, miałam dwa dni wymioty, podobno mam jakiegoś guza, sama nie wiem."
- "A czy teraz głowa panią boli?"
- "Nie, teraz po kroplówkach wcale."
- "Jaki dzisiaj mamy miesiąc?"
- "Chyba grudzień."

Wyszedł nadal bez kitla, nie przedstawiony, nie wiem kto zacz, bo plakietki z nazwiskiem z racji nie posiadania kitla nie miał ani be ani me ani kukuryku ani pocałuj mnie w dupę. Ale się nie przejęłam, bo wiedziałam, że on i tak do niczego nie jest akurat mnie potrzebny. Później tylko miał jeszcze takie "konsultacje" z kobitką obok, która jak się okazało nie mogła ruszać głową, bo miała coś ze rdzeniem kręgowym. Też bez kitla, nawet nie wyprosił gości pani obok, żeby z tą główną zainteresowaną porozmawiać, o co też dwie pozostałe kobitki się później pokłóciły. Jedna eks-lekarka, że jak to, że goście nie wyszli jak były "konsultacje". Jakie kurde konsultacje? To się wchodzi i mówi: "Przepraszam Państwa jestem taki to a taki, stąd i stąd, teraz są konsultacje i proszę wyjść!" No ludzie! To lekareczka dźwignęła ciśnienie pani z ostatniego łóżka (tej od gości) aż się o nią martwiłam! Ale potem wyszły obie - lekarka i ta od rdzenia. No, ale tą od rdzenia też męczył - latał do niej pytać co chwilę, czy się JUŻ zdecydowała na operację u niego. A ta, że spokojnie, że rodzina jeszcze szuka alternatywy. Zatkał się i polazł. Wyszła w kołnierzu i do Łodzi podobno pojechali.

Zostałam sama z Babunią na pierwszym łóżku i oglądałyśmy sobie TV a mój Mężulek naprawił jej stolik, bo miała krzywo i radyjko, żeby sobie mogła słuchać, bo jej coś przerywało. No i mnie przyniósł przedłużacz z samochodu, żeby mi zmienić ustawienie mojego najlepszego na sali łóżka, przy którym nie było kontaktu i musiał ciągnąć go z przeciwnej ściany. Wyregulował i poszedł jak zwykle przed zamknięciem.

Co za człowiek z tego neurochirurga, do prawdy!

DN na luzie o guzie

7 komentarzy:

  1. Miałam podobną sytuację :) Leżałam obolała po wypadku samochodowym a ordynator do mnie: Przepraszam co Pani jest? co się dzieje? Myślałam, że padnę z rozpaczy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Profesjonalne podejście ;). A pytaniem o miesiąc sprawdzał czy Ci mózg dobrze funkcjonuje :D. Miałam badania psychologiczne i też mnie o to pytali ;). Tyle, że jeszcze o kilka innych rzeczy przy okazji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No domyślam się, że po coś zadał to pytanie, a tak nawet mnie nie dotknął. Całe szczęście:p

      Usuń
    2. Tylko trochę mnie dziwi, że jedno pytanie dało mu odpowiedź ;). Mnie maglowali pół godziny zanim się uspokoili ;)

      Usuń
  3. Moj tato miał w sierpniu wycinany kawałek jelita bo miał guz i gdyby nie znajomy lekarz ktory zna mojego ojca bo razem polują (zapaleni mysliwi) i podjął sie operacji to operowalby go ordynator ktory twierdził ze nie ma innego wyjścia jak sztuczny odbyt. To jest masakra co sie dzieje. A lekarz ktory sobie przychodzi i nawet sie nie przedstawi i nie wyprosi gości innego pacjenta przy konsultacji to dramat :/totalna olewka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mojemu Tacie tez chcieli juz prostate wycinac a dzieki jego a teraz juz i mojej pani neurolog po naswietlaniach nie ma sladu raka i prostata cala:D niektorzy lekarze sa 'do odstrzalu' - pogadaj ze swoim Tata i tym, co mu pomogl, moze sie zajma tymi, co trzeba!:D

      Usuń

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!