sobota, 10 sierpnia 2013

Połowa drugiej serii

Dobrze liczyłam, że jestem w trakcie drugiej serii. Tych serii ma być jeszcze cztery. Co za tym idzie - spokojnie do końca roku mam zapewnione atrakcje w postaci częstych podróży do Gliwic do IO i do "lumpa". Myślę, że spokojnie do końca roku będę musiała jechać w tamtym kierunku jeszcze minimum dziesięć razy - a to na chemię, a to na morfologię, czy na MR. Być może zahaczę i o początek roku, ale jeśli już, to niewiele. Nie spodziewam się mieć złych wyników krwi, które zmusiłyby lekarzy do zrobienia mi przerwy od chemii i tym samym wydłużenia leczenia. Co to, to nie! Na to nie mają co liczyć.

Wczoraj zapytałam N. czy długość leczenia może się zmienić. Na co ona powiedziała, że może się wydłużyć właśnie przez złe wyniki krwi. Na to ja, czy może się skrócić, jeśli powiedzmy MR wykaże, że już nic tam nie ma. (Tsssaaa... jasne, ale zapytałam hipotetycznie) Na to ona, że medycyna raczej nie zna takich przypadków. Tym samym nie pozostaje mi nic innego, jak tylko uświadomić sobie, że do końca roku te dziewięćdziesięcio kilometrowe (w obie strony 180) wyjazdy będą raczej normalnością. Zresztą już są, bo zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Niestety nadal ciężko mi się przyzwyczaić do długiego oczekiwania na wizytę u N. a potem na sam zastrzyk. Wczoraj byliśmy dokładnie o 9:00 i dopiero o 15:00 dostałam wypis. W tym czasie oddałam krew - 20` z czekaniem, poszliśmy na śniadanie - 25`, później do lumpa - ~1h i 15zł za około 8 ubrań :D, 2,5h czekaliśmy na N. pod gabinetem, a całą resztę - ponad 2h - czekaliśmy już na oddziale na mój zastrzyk.
Dostałam też do domu 34 tabletki Natulanu, który znowu mam brać naprzemiennie - 3szt., 2szt. aż skończę. Potem tydzień przerwy i znowu do Instytutu. Kolejna jazda 30.08, czyli paradoksalnie dokładnie w 20-tą rocznicę śmierci "matki mej nieboszczki", która zgadnijcie na co umarła.

To też będzie piątek... ;) Mój tata już nie pyta kiedy mam kolejną wizytę, tylko: "Na jaką cenę za kilo ci wyznaczyła następną wizytę?" Nie wierzę! A najlepsze jest to, że zawsze idzie najszybciej z nas... Prawie biegnie, jakby mu mieli sprzątnąć te "robocze spodnie na wieś" sprzed nosa... ;)


DN na luzie o guzie

4 komentarze:

  1. A jak jesteś w Gliwicach to mam pytanie - co tam w palmiarnii? odbyłam tam swego czasu randkę wszechczasów heheee:) jak chccesz to opowiem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam w sumie dwa, czy trzy razy, ale jakoś specjalnie mnie nie urzekła... Historia za to strasznie mnie zaintrygowała, więc czekam :D

      Usuń
  2. Hehe "Na jaką cenę za kilo ci wyznaczyła następną wizytę" rulezzz :D Ale Ci zazdroszczę tego lumpa u mnie nic nie ma :( a swoją drogą to Kochana chyba będziesz musiała dokupić szafy na te wszystkie fatałaszki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie "na wsi" też posucha jeśli chodzi o fajne lumpy... :( Po przeprowadzce będę miała garderobę, ale coś czuję, że będzie zbyt mała... ;)

      Usuń

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!