poniedziałek, 20 stycznia 2014

Trzymajcie mnie!

Podobno, żeby być zdrowym trzeba żyć na luzie, nie denerwować się itp. A tymczasem ja gniję sobie w IO od piątku zupełnie bezczynnie i na razie nic nie wskazuje na to, żebym i dzisiaj dostała chemię i tym samym wyszła do domu. Pomijam fakt, że T. tak sobie w pracy załatwił, żeby po mnie dzisiaj przyjechać... Ale co to kogo obchodzi?!
N. dzisiaj nie ma (oczywiście jak była w pt. to się słowem nie odezwała) a lalunia, która jest za nią musi pogadać z profesorem na temat tej mojej chemii. 
Co to za nowość? Po prostu piąty cykl - to samo, co poprzednie 4 więc nie wiem o co ten cały cyrk! Dawać chemię, Mannitol i spadam do domu! Gotuje się we mnie! Zaczynam teraz żałować, że jak w piątek mnie N. zapytała, czy chcę kontynuować, bo już prawie, tam gdzie był guz mam "pusto", to powiedziałam, że tak. Mogłam powiedzieć, że skoro już jest OK, to po co się dalej truć. Teraz tracę tu czas już który dzień, zwłaszcza, że ominą mnie w razie czego dwie ważne dla mnie rzeczy. Nie wiem po co tak wypaliłam, że się zgadzam na kontynuację. Zwłaszcza, że T. ma problemy z tarczycą, ma tam jakieś guzki, zbiera mu się płyn i nie, on się nie będzie leczył, bo "cośtam". Ale ja to, k***, muszę! Na cholerę mnie tu trzymają?! Jaka jestem zła, to aż mi się nie chce pisać. Jak profesorek nie zarządzi, żeby dzisiaj normalnie dać mi tą zasraną chemię, to wyjdę na własne żądanie, o! GGgggRRRRrrrrr!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


DN na luzie o guzie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!