...a czekania pół dnia.
Zaczęło się dobrze, bo kolejka do oddania krwi była króciutka i nie musiałam w ogóle czekać, w dodatku moje zlecenie było w komputerze i nie musiałam po nie biec na Ip. Po szybkim śniadaniu poszliśmy się przejść do parku, bo pod 1.004 miałam być dopiero między 10 a 10.30. Pani doktor przyszła przed 11.00, przez co z gorąca i niewyspania drzemałam na krzesełku, póki nie obudziła mnie... Mirka, która przyjechała na kontrolę i okazało się, że na wątrobie już jej wszystko zniknęło :D Jeszcze tylko cycki! Bardzo się cieszę:)
Znowu musiałam machnąć pięć podpisów, że się zgadzam na chemię, iść na Izbę Przyjęć, założyć opaskę i przejść całą procedurę przyjęcia na oddział. Na górze na szczęście nie musiałam się kłaść do żadnego łóżka, tylko czekać na świetlicy aż mnie zawołają, jak przyniosą mój lek. No i tu zaczęło się czekanie. Bite 3 godziny katorgi przed telewizorem, na którym polszmat wyświetlał kolejno "Dlaczego ja?" albo "Pamiętniki z wakacji"... I ludzie TO na prawdę oglądają... Jak już wszyscy pacjenci się rozeszli, to tata sobie przełączył na jakieś polityczne cośtam a ja się wyłożyłam na kanapie, w celu ucięcia sobie drzemki w normalnej pozycji. Oczywiście dokładnie w tym momencie przyszła po mnie pielęgniarka, z wiadomością, że winkrystyna właśnie dotarła. Poszłam za nią do zabiegowego a ona mi tylko wbiła wenflon, nawet go porządnie nie zakleiła, wcisnęła w prawe przedramię płyn, którego nawet nie wiem ile było, bo strzykawka była owinięta w zielony celofan. Wypis i tabletki do łykania w domu (przez nadchodzące dwa tygodnie) w rękę i do widzenia. Tyle czekania po jeden strzał.
Teraz, do następnej chemii mam łyknąć 33 tabletki z prokarbazyną o wdzięcznej nazwie Natulan i 11 lipca na kolejny zastrzyk, poprzedzony analizą krwi. Jeśli krew się pogorszy (póki co jest wszystko dobrze!), to nie będą mogli mi podać kolejnej dawki, ale myślę, że się nie pogorszy, bo i dlaczego miałaby się pogorszyć, głupia czy jaka?
Dzisiaj upał zelżał na całe szczęście :) W związku z tym szykuje się bardzo miły dzień w towarzystwie tylko i wyłącznie mojego Ukochanego T., z którym w tym roku spędzaliśmy razem strasznie mało czasu, więc chcemy to nadrobić i dlatego z nikim się nie spotykamy. Poza tym obojgu nam się nie chce i doszliśmy do wniosku, że najlepiej nam jak jesteśmy sami we dwoje i już. A najfajniej jest wieczorem, jak się razem kładziemy pod lampeczką i czytamy, każdy swoją książkę, a także w niedziele, kiedy to ruszamy na nasze małe wycieczki po Jurze z psem. I tyle.
TUTAJ, a także ciut niżej możecie poczytać nt. schematu PCV, według którego jestem leczona. Ale spokojnie - to nie oznacza, że faszerują mnie polichlorkiem winylu... ;D
"Schemat PCV stosowany w leczeniu skąpodrzewiaków zawiera lomustynę (110mg/m2 p.o. w dniu 1.), prokarbazynę (60mg/m2 p.o. w dniach 8.-21.) i winkrystynę (1,4mg/m2 – maksymalnie 2mg – w dniach 8. i 29.) Cykle powtarzane są co 6-8 tygodni. U chorych na glejaka wielopostaciowego randomizowane badania wykazały skuteczność pooperacyjnej radioterapii z jednoczesną chemioterapią temozolomidem z kontynuacją stosowania tego leku przez 6 miesięcy po zakończeniu chemioradioterapii. Wartość skojarzonego leczenia jest wyższa w przypadku metylacji promotora genu MGMT. Chemioterapia doguzowa lub przeztętnicza w nowotworach OUN ma charakter doświadczalny, natomiast stosowanie dokanałowe (najczęściej metotreksat i arabinozyd cytozyny( jest wskazane w naciekaniu opon i rozsiewie nowotworu drogą płynu mózgowo-rdzeniowego."