środa, 4 grudnia 2013

To, co zwykle, czyli w sumie niewiele poza...

Ostatnio moje myśli krążyły wokół zupełnie innych rzeczy niż jakieś tam guzy czy inne pierdoły. To znaczy o guzie jakoś nigdy nie zdarzało mi się specjalnie rozmyślać, bo nie ma i nie było o czym. Teraz żyłam przez cały czas zbliżającą się przeprowadzką, która w końcu doszła do skutku.
I tak, od soboty, nie bez przeszkód jesteśmy mieszkańcami naszego cudownego domu, do którego wprowadziliśmy się po półtora roku od początku budowy. Do wykończenia została cała góra chociaż wystarczy już tylko położyć podłogę, która jest już kupiona i tylko czeka, obsadzić drzwi (one już też grzecznie stoją w garażu), założyć kontakty, wykończyć łazienkę i pomalować ściany. Czyli sama kosmetyka. Dół cały gotowy, ciepły, świeży i pachnący. Pachnący na przykład ciastem czekoladowym, które dzisiaj rano upiekłam. Było to moje pierwsze ciasto w życiu! Wyszło bardzo, ale to bardzo dobre, tak nieskromnie mówiąc. Kuchara ze mnie przednia! Bawię się tym i cieszy mnie cała ta krzątanina kuchenna. Tak samo "latanie ze ścierą" i odkurzaczem! Proszę, jak się ludzie zmieniają... Jeszcze trochę i stanę się Perfekcyjną Panią Domu... ;D Jej figurę też mogłabym mieć, nie ma co... Ale do tego, to jeszcze trochę.

Ze szkoły zrezygnowałam. Zajęcia jednak mi nie odpowiadały, straszne  nudy, więc stwierdziłam, że szkoda mi marnować co drugi weekend w tym celu. Wolę je spędzać z T. I to, że się lubi kosmetyki, wizaż itp. nie znaczy, że zaraz trzeba to robić za pieniądze ludziom i skończyć w tym celu szkołę, nawet tą darmową. 

Wracając do tematyki bloga - jestem w trakcie drugiego tygodnia łykania Prokarbazyny. 9.XII wizyta u Tarasa - znowu na bank da mi plastry. Nie wiem po co mam do niego iść, i tak się nie stosuję do tego, co mi mówi, bo zdarza mi się pić kawę, myję zęby pastą miętową, żuję gumy miętowe i mimo, że ostatnio nie pozwolił mi się myć płynem do higieny intymnej i kazał kupić mydło Bambino (owszem kupiłam..), to nie posłuchałam go i robię, jak robiłam :P Bez pierdół.

Od 10.XII wypadnie mi tydzień przerwy po Prokarbazynie i 17.XII jadę na kolejny strzał z Winkrystyny - oczywiście krew na czczo, bla, bla, bla, czekanie na chemię, wenflon, trwający 30 sekund zastrzyk, czekanie na wypis, półtoragodzinna podróż do domu. Kolejny raz, czyli początek piątej serii za jakieś 3,4 tygodnie od 17 grudnia. Najprawdopodobniej za 3 najwcześniej albo już po nowym roku. I опять tak w kółko: 6 cykl tak samo jak piąty - nocka w IO - Mannitol i Lomustyna, po tygodniu zastrzyk z Winkrystyny i Prokarbazyna do domu na dwa tygodnie, tydzień przerwy, IO - Winkrystyna, 3 tygodnie przerwy i koniec 6 cyklu. Równoznaczny z końcem chemii. Pewnie to wypadnie gdzieś w okolicach marca. Trudno, nie przyspieszę i nic nie poradzę. 13.XII będzie dokładnie rok odkąd się dowiedziałam, że mam coś w głowie i nie są to wspaniałe pomysły ani ogromna wiedza... A jutro rok temu pierwszy raz poleciałam do łazienki celem zwrócenia pożywienia. Spowodował to pierwszy ból głowy. Myślałam, że to grypa jelitowa.
Z okazji tejże rocznicy (I mean - 13.XII, kiedy to wylądowałam w szpitalu pierwszy raz) wysmaruję parę wspomnień z tego okresu, bo ostatnio nic się na blogu nie działo i nawet zebrałam kilka "ochrzanów" z tego tytułu. Także cierpliwości w dalszym ciągu.


Na koniec prośba o wsparcie dla Marcela:
Buziaki dla Małego i Ciebie Żanetko! Trzymajcie się!!! <3

DN na luzie o guzie

1 komentarz:

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!