środa, 11 września 2013

Strata czasu i kasy...

...Oczywiście jest niczym, jeśli chodzi o zdrowie, nie? - Nie, nie jest niczym! (Zwłaszcza, jak ktoś ma np.raka :P i może nie wie ile czasu mu zostało... [nie, nie chodzi mi o mnie, aż taką kokietką nie jestem] :P)

Pacjent najlepiej, żeby przebywał na oddziale minimum 3 dni, bo wtedy szpital dostaje za niego jakąś tam kasę. Tak samo ja - z jakichś powodów mam przyjechać na MR ostatniego dnia września... tu nie następuje nic dziwnego - spokojnie. Natomiast później mam przyjechać po wyniki pierwszego października, czyli dnia następnego. Już zostać nie mogę, tak?! No... nie mogę, mimo, że od tego 1.10 do 2.10 będę na oddziale, bo zaczynam trzeci (z sześciu) cykl PCV. Rodzice pokrążą sobie w tę i spowrotem w ciągu 3 dni 6x, a ile benzyny spalą, to już nikogo nie obchodzi. Do głowy mi nie przyszło, żeby ją zapytać o te terminy, dopiero w domu T. zauważył bezsensowność takiej jazdy w kółko. No, ale nic już nie poradzę.

Cieszy mnie za to fakt, że mimo moich obliczeń, z których wynikało, że powinnam zacząć w przyszłym tygodniu - a wtedy chciałam śmignąć z siostrą do Krakowa na 4 dni - trzeci cykl przesunie się o dwa tygodnie. W związku z tym uda nam się pojechać! Nie jest to zupełnie nic nienormalnego, że PCV zacznę 1.10. jak mi tłumaczyła, bo jeden cykl trwa od 6 do 8tyg. i właśnie ten będzie trwał 8. Nie miało na to wpływu wydarzenie sprzed kilku dni, o którym pisałam TU, kiedy, to "zemdlałam". N. usłyszawszy opis całej akcji stwierdziła, że to raczej był "napad drgawkowy", coś jak padaczka, niż zwykłe omdlenie. I ja się z nią zgadzam (wow! :D :P), bo te oczy zachowywały się naprawdę dziwnie, poza tym chapnęłam się w język, no i ten straszny ból łydek, jak mnie T. podniósł z podłogi - nie mogłam się zawlec nawet na łóżko, pewnie z powodu skurczu. Co prawda wszystko pamiętałam - jak to się stało, co robiłam itp. itd.

Takie akcje są chyba normalne w moim stanie, bo pytała mnie o drgawki już nie raz, ale do tej pory zawsze przeczyłam. Wczoraj dostałam lek przeciwdrgawkowy, który podobno jest bardzo słaby i w słabej dawce, ale nie omieszkałam zapytać jej o skutki uboczne. Jakieś "niewielkie bóle głowy", bardziej coś z wątrobą, a na ulotce jest też napisane, że "bardzo rzadko coś może się stać z trzustką, co zawsze prowadzi do zgonu". Hahaha! "Do zgonu", hmm...te ulotki :D

Poza tym, wczoraj miałam tylko morfologię, która poszła bardzo dobrze, ponieważ po ponad tygodniowym piciu soków warzywnych, z warzyw, które dzielnie na wsi hodują rodzice - moje płytki krwi, które ostatnio były poniżej normy i to dwukrotnie, teraz dźwignęły się do 136 (z 70), norma, to 150. Czyż to nie magia? Istna! Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie "Jesteś tym, co jesz" a w tym przypadku "pijesz". Pijesz soki warzywne z dużą zawartością witamin z piertuszki i buraka - jesteś... sokiem warzywnym ;) i Twoja krewka jest coraz lepsza. Rodzina i lekarze, którzy kiedyś z tego powodu nie chcieli ci podać chemii się cieszą, to i ty się cieszysz.

DN na luzie o guzie

4 komentarze:

  1. Fajnie, że jakoś się wszystko układa. Pij te soczki, pij - za mnie też możesz bo ja pietruchy nie cierpię :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też nie cierpię, ale taki sok to skarbnica witamin pochodzących od pietruchy, której na szczęście nie czuć w ogóle!!! :D polecam więc, ale za Twoje zdrowie też wypiję, nie ma to tamto :*

      Usuń
  2. Mi też by się taki soczek przydał, bo z moimi płytkami nie najlepiej :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Ja mam w soku buraki, jabłka, natkę z pietruszki, marchewkę, czasem gruszkę i maliny. I tak kubek dziennie, ale nie cały na raz, codziennie i już po tygodniu niektóre parametry mi się dźwignęły :D

      Usuń

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!