środa, 24 lipca 2013

Switzerland day by day - 3) Berno

Kolejnym miastem, które postanowiliśmy zwiedzić  po drodze do Bazylei  było Berno. Piękne miasto, którego centrum można zwiedzać nawet jak pada, bo wzdłuż głównej ulicy pod budynkami są takie - jak to nazwaliśmy - "sukiennice". Tam znajdują się wszelkiej maści sklepy i sklepiki.

 
 To zegar, w którym o pełnej godzinie coś tam się rusza, ale niestety za każdym razem jak go mijaliśmy, do pełnej brakowało albo właśnie jakiś czas temu minęła. Jak pech, to pech.
 To moja ulubiona "rzecz" z Berna - fontanna, których jest tam sporo, ale ta jest wyjątkowa, bo ciut makabryczna - to fontanna "Pożeracza dzieci". Lubię takie klimaty, nie wiem dlaczego :) Tak samo jeśli chodzi o malarstwo, moim ukochanym od dawna pozostaje Zbigniew Beksiński.

 Berneńczycy grają w szachy na jednej z ulic w centrum.
Ja kompletnie nie znam zasad, nie umiem i nie zamierzam się uczyć :D Uwielbiam za to warcaby albo Rummikuba. Nie pogardzę też "Skrabelkami".

Po Bernie już ostatecznie przyszedł czas na dotarcie do Basel, czyli Bazylei, gdzie spędziliśmy kolejne, ostatnie trzy dni. Moi współtowarzysze podróży spotkali się z Janem raz - w piątek, oczywiście razem ze mną. Ja natomiat chodziłam do niego jeszcze przez kolejne dwa dni weekendu. Na ten temat już jutro, mniej więcej tak samo późno jak dzisiaj, bo od dzisiaj jest u mnie siostrzenica i cały dzień zamierzam poświęcić jej.


DN na luzie o guzie

4 komentarze:

  1. Oglądając zdjęcia i opisy to prawie jakbym sama się tam przenosiła, + pobudzona wyobraźnia to jeszcze bardziej :) To fajnie, że oprócz najważniejszego celu wizyty zwiedziliście sobie kilka zakątków tego państwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja pożeracz dzieci jest straszny ;)

    OdpowiedzUsuń

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!