wtorek, 4 czerwca 2013

MR zaliczone

Poszło szybko i sprawnie. W sumie około 10h z podróżą. Na miejscu byliśmy o 8.20, jakoś tak. Po drodze kontynuowałam czytanie rozpoczętej wczoraj książki, chociaż prawdę mówiąc mogłam się zdrzemnąć, zwłaszcza, że lubię spać w samochodzie, szczególnie jak jedziemy na śląsk. Nie wiem skąd ta zależność. Kiedyś jeszcze do moich podróżnych przyzwyczajeń należały wymioty podczas powrotu ze śląska, od cioci z Katowic. Ale mi przeszło :D

Pogoda jaka jest każdy widzi i czuje. Nawet pies na spacer nie ma ochoty wychodzić. Nic się nie chce. A tu jechać trzeba. Wstać z łóżka należało. Punkt siódma byłam na nogach. Śniadania nie było wolno skonsumować, bo jak to tak przed pobieraniem krwi... Do badania poziomu kreatyniny krwi użyczyłam z lewego przedramienia i o dziwo nawet żwawo leciała, nie to, co ostatnio, jak jeszcze byłam na oddziale. Mimo, że MR miałam teoretycznie dopiero na 12.00, po rejestracji kazano nam zanieść skierowanie i pani z rezonansu powidziała, że jest jeszcze jedna osoba i po niej mogę być już ja, więc teraz mogę iść "na kawę" i wrócić za pół godziny. W związku z tym ruszyliśmy do bufetu na śniadanie a potem już na MR. Pielęgniarka instalująca mi wenflon, tym razem na prawym przedramieniu, powiedziała, że mam jakieś zrosty w żyle:/ Ale jak przepłukiwała, to nic nie bolało i okazało się, że wszystko działa.

Nie lubię rezonansu! Zimno tam, buczy, trzeszczy, w ręce jakaś pompka - tak w razie czego, żeby ścisnąć, jakby się coś działo (atak paniki czy coś tędy), gęba w klatce prawie à la Hannibal Lecter, na uszach słuchawki, żeby niby było ciszej, ale tak na prawdę guzik dają takie słuchawki, a tylko głowie leżeć niewygodnie. Bezpośrednio, z 10cm nad oczami wisi sufit tego całego ustrojstwa - lekko obdrapany, kojarzący się - przynajmniej mnie - z pazurami, które drapały w niego chcąc wydostać się z tej klaustrofobicznej pomiarowej trumny marki Philips. Stuka, puka. Za chwilę udaje traktor, później znowu ciuchcię. Taka mała aktoreczka, mistrzyni onomatopei. Po jakimś czasie słyszę w głośniku - "Podam kontrast, nie ruszać się proszę" - "Cholera, mistrz Yoda do mnie mówi" - myślę sobie, ale się nie ruszam i czekam. Za chwilę czuję przepływ płynu z prawego łokcia, czyli przedramienia. Płynie, płynie, nie boli, ale go czuję. Zimno mi w ramię, śmiać mi się chce, bo wpłynął mi (na suchego przestwór oceanu) w obolały przedmiesiączkowo prawy sutek. I tak siedział chwilę i smyrał. Zgłupiałam. Rozeszło się - "to teraz tylko dużo pić, żeby szybko wysikać." - przeszło mi przez głowę.
Po 45 minutach wychodzę, rozespana, w końcu cały ten czas miałam zamknięte oczy, żeby nie oglądać tego sufitu, który przypominał mi, że jestem w zamkniętej tubie, przynajmniej do pasa, a po co niepokoić moją klaustrofobię? Oczka schluss i udajemy, że śpimy :)

I zleciało całe MR, po którym nastąpiła już część przyjemniejsza, mianowicie wypad na zakupy do mojego ulubionego "lumpa". Dzisiaj, z okazji wtorku, 10zł za kilogram używanych, osobiście wyszperanych, boskich szmat :) Wnioskując po moim rachunku, moją szafę zasili ponad 3,5kg nowych ubrań. Dziękuję, do widzenia. Rodzice kupili tyle samo i też byli niezmiernie usatysfakcjonowani. Na za tydzień też już się umówiliśmy, że skoczymy! Bo za tydzień mam kolejną wizytę u mojej pani doktor, wtedy też mają być wyniki rezonansu i mogą mnie też już zostawić na pierwszą chemię. No ciekawam...
Z siatami podreptaliśmy na obowiązkowy punkt podczas wizyty w Gliwicach. Pizzeria Saluto na rynku. Średnia, pyszna pizza, na pół wegetariańska. Popili, pojedli i wrócili do samochodu. W drodze powrotnej już spałam cały czas. Zahaczyliśmy szybko o teściów, bo pies tam się gościł w związku z naszym wyjazdem. Teraz czekam na T., który ma wrócić dopiero "z działki". Wczoraj mnie uświadomił, że jeszcze wylewki, tynki i możemy malować. Szok. A ja nie gotowa. Nie wiem co, gdzie, jaki kolor. Za szybko panie majster. Ale dobrze, dobrze, przeprowadzka w tym roku, widzę, że bardzo realna. Tak trzymać! A jak się jakoś ogarnę z tym wszystkim - kolorami, materiałami itp. Narzekać nie będę, rękawy zakasać i do roboty:D

Dziwny to rok, ten 2013! Niby zaczął się źle (?), ale wszystko wskazuje na to, że skończy się dobrze. (Już połowa za nami, że tak uświadomię tych nieuświadomionych tym, jak ten czas leci...) Jak ja nasze wszystkie graty stąd zabiorę? Mamy ~20m² a rzeczy tyle, że jak je stąd wezmę, to pewnie złapię się za głowę GDZIE I JAK TO WSZYSTKO SIĘ TU ZMIEŚCIŁO?!

DN nwlbjpg

16 komentarzy:

  1. A to dziwne mi ostatnio podczas rezonansu było mega duszno i już myślałam że użyję tej magicznej pompki żebby mnie wysunęli ale uznałąm że twarda sztuka ze mnie i dam rade. U mnie niestety trwało to ok.60min i miałam serdecznie dość. Ale powtarzałam sobie w myślach Ikea,Ikea :) Bo po badaniu wybierałam się na zakupy, jakoś trzeba dać rade :)A jak często będą cię teraz zapraszać na rezonans?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też zawsze staram się być twarda i nie myśleć, że jestem w tym ciasnym dziadostwie, dlatego zazwyczaj śpię, jeśli można to nazwać spaniem:)
      na razie myślę, że będę miała rezonans co jakieś... hm... trzy miesiące? potem, za jakiś czas co sześć i po pięciu latach raz do roku... chyba.

      Usuń
  2. Ja Ciebie podziwiam, że Ty do tej tuby wlazłaś. :-) Ja bym się bałam, ze się zakleszczy i już nie wyjdę. :-) Ileż bym dała za rajd po lumpeksach...jak wracam z roboty to już wszystko zamknięte. Buziam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie było wyjścia:) nic się nie zakleszczy, bo wjeżdżasz tam na takim łóżku i potem Cię wysuwają normalnie:) ja też bym pochodziła, ale u siebie, a u mnie nie ma takich super jak tam. ani jednego:/ ale spoko, za tydzień znowu napad na 10zł/kg :D:D już się nie mogę doczekać...!!!

      Usuń
  3. No Kochana z tym sutkiem to się uśmiałam jak głupia :D Też czasem zastanawiam się skąd mam tyle rzeczy w domu skoro co jakiś czas robie remanent i wyrzucam połowe domu ;)

    P.S
    Dzisiaj się zorientowałam, że zawsze jak przeglądam obserwowane blogi to Twój zostawiam sobie na koniec :D I to nie dla tego, że nie chcę do CIebie zaglądać, ale tak już mam, że najlepsze zostawiam na koniec :D Napisz książkę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam rezonans jakieś 4 lata temu i to, ze nie dostałam ataku paniki było po prostu cudem. Nie wiedziałam wtedy, ze to tak ma wygadać i "troszke" mnie to badanie wystraszyło. Na szczęście później było już tylko dobrze. Zazdroszczę udanych zakupów w lumpku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja od razu wiedziałam, przed pierwszym razem i nie byłam zachwycona, ale cóż począć, mus, to mus... :)

      Usuń
  5. Ja miałam raz MR. Stwierdzenie "proszę się nie ruszać" zadziałało na pierwsze 10 minut. Potem palec sam zaczął podskakiwać, nie wiem, nerw jakiś czy co, ale musiałam go całą siłą perswazji wewnętrznej powstrzymywać ;)
    Mój Marcel miał już 4 MRy, zawsze w narkozie, ale myślę, że te dźwięki zostają mu w podświadomości, bo potem przez jakiś czas budzi się w nocy z krzyko-płaczem---> bidulka, na jesień następny go czeka :/ a potem już też raz do roku, a potem rzadziej i rzadziej i żyli długo i szczęśliwie :D
    U mnie wyjazdy do (bleh pfu) Sosnowca (uoeeee :< ) wyglądały tak, że w miejscu gdzie opolszczyzna przechodziła w Śląsk zatykały mi się uszy, trawa była mniej zieleńsza a niebo pochmurniejsze... Jedyne światełko w tunelu na tej drodze to McDonald's przy zjeździe na Gliwice :D
    No, napociłam Ci tu dość na dziś. Trzymam kciuki za pozytywne wyniki ;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. palcem ruszać można:) gorzej głową;) na pewno dla takiego małego chłopca, to duże przeżycie, więc się wcale nie dziwię, że potem ma problemy ze snem:/ heh, mnie też McD rozchmurza, zwłaszcza jak wiem, że do niego wstępujemy;)

      Usuń
  6. rezonans jakoś znosiłam, zawsze powieki mi drgały na maxa... TK natomiast z powodu temperatury wywoływała ciągłe drżenie... Brrrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja między nimi nie widzę większej różnicy, bo o tu "trumna" i tu i leżenie w hałasie strasznie długo...

      Usuń
  7. Niestety w sprawie rezonansu nie wypowiem się, bo widzę, że kilka komentujących osób tego doświadczyło. Ale zdecydowanie wiem co to znaczy nagromadzenie majątku w maleńkim mieszkaniu. Nie wiem czy mieszkasz na kawalerce jak ja - z tego by wynikało. Ale rozumiem, ze przeprowadzacie się do domku? No to królewno - zazdroszczę ale b. pozytywnie. My będziemy wkrótce szukac czegoś większego ale to pewnie 3 pokoje max! Chociaż ja już zazyczyłam sobie szafę tylko dla siebie! Moooja! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dom się właśnie "wykańcza", dobrze, że nie wykańcza przy tym nas, ale przyznaję, że cierpliwości coraz mniej. Na pewno brakuje mi jej już do tego metrażu, który tu mamy. Tak, aktualnie kawalerka, w dodatku na strychu więc sobie wyobraź do tego temperaturę pod dachem przy 30st. na zewnątrz... Ale spoko, jeszcze tylko trochę a potem dźwig i sru!

      Usuń
    2. Z taką perspektywą można się naprawdę przemęczyć :) Suuuper sprawa :)

      Usuń

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!