wtorek, 12 marca 2013

Termin ustalony

... jak się okazało już dawno. Był napisany na kartce, którą dostałam kilka tygodni temu jeszcze przed umówieniem się na wykonanie maski. Miałam ją w rękach nie jednokrotnie, ale jakoś nie doczytałam. W poniedziałek za tydzień osiemnastego marca jadę na 9.00 do IO w Gliwicach. T.bierze sobie urlop z tej okajzi, żeby mnie zawieźć, bo niby mogłabym jechać z rodzicami, ale oni jadą we wtorek na kontrolę z tatą, więc po co mają jeździć dwa dni pod rząd. Do tego czasu już powoli staram się ogarniać, delikatnie gromadzić różne rzeczy, które uważam za przydatne tam, przynajmniej w jednym miejscu, żebym wiedziała gdzie co jest jak już będę się pakować...
W zasadzie nie mogę się już doczekać, bo im szybciej się zacznie mój pobyt w sanatorium, tym szybciej się skończy. Sześć tygodni zleci jak z bicza strzelił. I nie trzeba mi tego przypominać! Tak jak tego, że nic się nie stanie jak nie będzie mnie na święta w domu. Święta to ludzie więc jak oni przyjadą do mnie, to też będę miała swoją Wielkanoc. Zresztą jeszcze nie jedne święta przed nami. Niektórzy spędzają np. Boże Narodzenie w tropikach i jest inny klimat, ale są z bliskimi więc święta się liczą. Nie liczą się tylko wtedy jak jesteśmy sami jak palec.

A propos BN w topikach... Podczas pobytu w Pruszkowie u mojej najstarszej siostry parę tygodni temu, wybraliśmy się do kina w Jankach na "Niemożliwe". Miłośniczka ambitnego kina wierciła się od pewnego momentu i znacząco wzdychała z dezaprobatą. Nie tylko z powodu szeleszczących i chrupiących współtowarzyszy seansu, ale i fabuły wyżej wymienionego.

Akcja dzieje się w Tajlandii, gdzie pięcioosobowa rodzina postanowiła spędzić BN w 2004 roku. Efekty specjalne, faktycznie specjalne i z rozmachem. Na inne filmy niż te z efektami nie chadzam. Czekam na wydanie dvd. Na 3D jako okularnica też raczej nie, już mnie to nie podnieca jak kiedyś.

Fabuła dość typowa, chociaż oparta na faktach - pisali o tym nawet w którychś "Wysokich Obcasach" niedawno, co w zasadzie było spoilerem, bo po lekturze wiadomo, że cała rodzina ocaleje, dlatego to jest takie niesamowite i wręcz niemożliwe (skąd tytuł), bo pięć osób porwanych przez wdzierającą się na ląd wodę, w końcu się odnalazło po tych 90 minutach seansu. W sumie trailer też pokazuje, że nastąpi happyend. Podobno w pierwszych 20-tu minutach ludzie płaczą, ale u nas chyba nikt nie wyszedł zasmarkany. Jedynie z uwaloną solą i tłuszczem z popcornu gębą...

Mojej przyjaciółki ktoś z rodziny albo znajomych miał spędzać z rodziną święta 2004 właśnie w Tajlandii na tej wyspie, ale się albo rozmyślili albo był jakiś inny powód, dla którego suma sumarum nie polecieli...

Oglądał ktoś?

DN nwlbjpg

4 komentarze:

Błagam, nie piszcie, że mi współczujecie, bo na prawdę nie ma czego!