No i stało się.
Ala się poddała i w poniedziałek 6.X odbył się jej pogrzeb. Dowiedziałam się o tym w niedzielę, bo nie miałam aż do dzisiaj internetu. T. zwolnił się z pracy i pojechał ze mną. Całą mszę przepłakałam. Potem jeszcze było gorzej, jak wynosili trumnę z kościoła a za nią szły jej dzieci i mąż, (którego jeszcze nie poznałam i już pewnie nie poznam) Najmłodsza - Natalia 11, Kacper 13 i Olga 14. Olga, to skóra zdjęta z Ali, więc tym bardziej było mi ciężko na nią patrzeć.
Do dzisiaj jeszcze nie mogę uwierzyć...
Alicja nigdy nie wierzyła, że wyjdzie z tego i to się sprawdziło:/ Ja powiedzmy "położyłam na to lachę", nie myślała o żadnym guzie itp. i udało się. Jednak nastawienie ma przeogromne znaczenie!
Alka, wstawaj! Umówiłyśmy się, że jak wyjdziesz, to zabierzesz mnie, w ramach rewanżu, na wuzetkę, którą Ci kiedyś postawiłam w Instytucie...
Niech Ci tam będzie dobrze, gdziekolwiek teraz jesteś, Kochana moja! :*
DN na luzie o guzie
Przytulam mocno :*
OdpowiedzUsuńFantastycznie ż znów jesteś.Proszę,nie znikaj znów.
OdpowiedzUsuńPrzykre że kolejne osoby przegrywają tę walkę :( Ale ty się nie poddawaj i ciągle bądź dobrej myśli :)
OdpowiedzUsuńTo są ludzkie tragedie, żal rodziny, smutek najbliższych i znajomych. Niestety często nie do przejścia.... Cieszę się, że jesteś nawet jeśli przychodzisz z taką informacją. Jeszcze bardziej cieszę się, że Twój organizm ale i nastawienie dało Ci siły aby wygrać z tym dziadem :*
OdpowiedzUsuń