Orkiestra chrapiących
budziła mnie dzisiejszej nocy kilka razy. Pompa na szczęście
tylko raz, za to o 3.30. Zasnęłam z powrotem bez problemów, ale
jak świtało, obudził mnie ból. Głowy mej osobistej. Jedynej.
Myślę sobie - „Przejdzie! Pewnie znowu ciśnienie na dworze jest
do bani”. Tak sobie myślałam i myślałam katując się aż do
11.00, kiedy to w końcu zlitowałam się sama nad sobą i poszłam
do pielęgniarki, żeby mi coś dała. Zadzwoniła po moją panią
doktor, która rano na obchodzie na pytanie czy wszystko w porządku
i czy nic mnie nie boli usłyszała, że nic, i że wszystko jest OK.
Kłamczuszek. Chciałam być twardzielem, ale mi nie wyszło:/ Snułam
się po kątach. Nawet spać się nie dało, bo ćmiło aż
miło... Nie mówiąc o zmianie poziomu – kucniesz – boli,
wstaniesz – jeszcze gorzej. Poddałam się i poszłam.
Pani doktor kazała mi
pokazać język i na jego widok wydała z siebie zdziwione „Oooo,
pani D. musimy panią nawodnić, ile pani dzisiaj piła?” -
„Niewiele szczerze mówiąc, bo ta głowa mnie boli aż nic się
nie chce, nawet pić.”
A mówiłam Wam, jak się
kiedyś odwodniłam?
Po pobycie w sanatorium.
21 lat temu. (Jezu, jak to brzmi... „21 lat temu”...)
Story ow maj lajf! -
Czek dys ałt:
Jak byłam mała, to
jeździłam do sanatorium dla dzieci do Rabki. Dla dzieci w
problemami z górnymi drogami oddechowymi. Jako dziecko często
chorowałam – angina kilka razy do roku, to był standard. Rodzice
załatwili mi wyjazd do Rabki. Na sześć tygodni. Dla
siedmioletniego dziecka tyle czasu, to straaasznie dużo, wierzcie
mi! Tata, chcąc nauczyć mnie, doskonale znanej jemu sztuki
oszczędzania, na te półtora miesiąca zaopatrzył mnie w pieniądze
w kwocie, uwaga! 30zł. Do picia w sanatorium dawali najczęściej
kawę zbożową, której ja nie cierpiałam jak nie wiem! Herbatę
czy kakao jeszcze piłam, ale kawa przeważała. Pieniądze, których
i tak było strasznie mało, rozeszły się w tempie ekspresowym.
Zwłaszcza, że jako dziecko miałam bardzo duże parcie na słodycze.
Poszłam któregoś dnia do sklepu i kupiłam taaaakiiiieeeeego
wieelkieeeego lizaka. Świdra. Kolorowego jak tęcza, za 11zł.
Trochę tego, trochę tamtego i kasa się rozeszła. A pić, nadal
nie piłam. Tym sposobem wróciłam z sanatorium po sześciu
tygodniach odwodniona i wylądowałam w szpitalu na kolejne trzy,
albo dwa. Fajnie, co? Potem byłam w Rabce jeszcze trzy razy, ale
wracałam za każdym razem odpowiednio nawodniona i nawet szczęśliwa,
jednak w dalszym ciągu jednakowo spłukana. A także z szerokim
zasobem słów ze śląskiej gwary podłapanych od moich
zaciągających rówieśników!
Ogólnie piję dużo, ale
dzisiaj naprawdę nie miałam ochoty na nic. Poza sokiem osobiście
robionym przez mojego kochanego T. Wczoraj mój tata stwierdził, że
T. nie musi mi mówić, że mnie kocha, wystarczy, że zrobi mi sok
ze świeżych owoców i warzyw. Wstaje w tym celu przed pracą, o
6.00 i robi mi soki. Ten śpioch! Jak ja mu się odwdzięczę?
Śniadania nie zjadłam
aż do 12.00. W zasadzie zdecydowałam się na nie na chwilę przed
obiadem, bo dopiero wtedy mi wrócił apetyt i chęci do życia.
Wypiłam duży worek NaCl i Mannitol, czyli „metanol”, który już
piłam w grudniu w szpitalu w Częstochowie a potem w Sosnowcu po
operacji. Od momentu „wypicia” życie znowu nabrało sensu, tylko
co się teraz nachodzę do łazienki... Znak, że nerki pracują;D
Sala pełna. Do jutra.
Jutro wyjdą dwie, w sobotę ta dzisiejsza – najświeższa. Ma
fajną perukę. Taki blond-bob.
Już kombinuję jaki
sobie kolor „walnę” po wyjściu, oczywiście po tym jak odrosną
mi włosy. Żeby było śmieszniej te, co to jeszcze mi nawet nie
wypadły! Ciekawe kiedy w końcu zacznę linieć. I gdzie dokładnie.
Wtedy się dowiem, gdzie było to cholerstwo. Tam był, tam celuje
Cyklop, tam linieję. Proste. A potem odrastają i ciach farba!
Żeby w domu nie było
hałasu, to muszę rozejrzeć się za jakimiś naturalnymi, ziołowymi
specyfikami. „Nie farbuj, to szkodzi, farby są toksyczne,
szkodzą, zwłaszcza, że kładziesz na głowę (Seriously?...)
a głowa wchłania te toksyny. Poza tym masz taki ładny swój
kolor!” Ta yhm! Piękny! Taki mysi. Bez wyrazu. Nie i koniec!
Zanim dojdę do ciemnych zacznę od blondu, przez czerwony a może i
różowy aż do brązu i do czekolady, którą kiedyś miałam. Tak
mi było ładnie w tej czekoladce!
Teraz siedzę sobie
odcięta od świata, bo z słuchawkami na uszach i czekam na T. <3,
który ma przyjechać po pracy koło 16.30, do tego czasu bardzo
możliwe, że w kółko poleci Paradise Coldplay. Może coś
napiszę, w końcu już nadaję się do życia.
Proszę jak dwie foliowe
torebeczki wypełnione cieczą wracają człowiekowi radość życia!
DN nwlbjpg
No właśnie nie ma co chojraczyć tylko upominać się o swoje jak się jest w szpitalu. Ja tam zawsze informuje jak co boli. Oczywiście bez przesady, ale znam na tyle swój organizm że wiem kiedy coś się dzieje. I nie ma że środek nocy- idę po pomoc. Tylko nieraz nie rozumiem po co lekarze oszczędzają na lekach przeciwbólowych-,,wytrzyma pani po co leki" wiem kiedy wytrzymam a kiedy nie.Nie mówię że zaraz na morfinie mam jechać ale można jakoś tak rozplanować żeby pacjent mniej cierpiał z bólu.
OdpowiedzUsuńZ kolei ja zawsze sama sobie narzucam takie cos- 'po co mi leki, wytrzymam!':) jak juz ledwo zipie, to wtedy sie decyduje zwracac po pomoc do srodkow przeciwbolowych:)
UsuńHej Rainy :)!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dziś dzięki Twojemu drugiemu - kosmetycznemu - blogowi i póki co dotarłam do wpisu, pod którym umieszczam niniejszy komentarz. Pewnie nie położę się spać, zanim nie przeczytam najnowszej notki, bo ciekawa jestem, jak dalej potoczyła (toczy) się ta Twoja "krótka, ale bardzo intensywna historia" - tym bardziej że sposób pisania oraz osobowość wyłaniająca się z postów (fajna, swojska kobitka, z którą chętnie by się wypiło herbatę/kawę/gorącą czekoladę/cokolwiek :D i spędziło czas na wesołych rozmowach o wszystkim i o niczym - tak właśnie Cię odbieram :)!) bardzo zachęcają do dalszej lektury :)! "Spotkamy się" na pewno w kolejnych komentarzach, koleżanko prawie po fachu (mamy ze sobą jeszcze więcej wspólnego niż kierunek studiów, jednak o tym innym razem ;)), ale na razie chciałabym Ci podpowiedzieć, po jakie farby do włosów mogłabyś sięgnąć, nie narażając się przy tym chuchającym i dmuchającym na Ciebie bliskim ;) - może przyda Ci się ta podpowiedź?... Otóż o zdrowszych i mniej chemicznych odpowiednikach farb drogeryjnych/fryzjerskich pisała na swoim blogu Alina - widzę, że masz go w obserwowanych, ale z wiadomych względów mogłaś przegapić ów wpis, odsyłam Cię więc do odpowiedniego postu, czyli tu => http://www.alinarose.pl/2012/08/zdrowsze-farby-do-wosow-color-soin.html .
Pozdrowionka i do znów :)!
Bardzo Ci dziękuję za tyle przemiłych słów! To chyba najdłuższy komentarz, jaki dostałam:):) Sporo się musiałaś, widzę naczytać. Że Ci się chciało... ;) Mam jednak nadzieję, że szybko poszłaś spać a nie zajmowałaś się tymi głupotami, które tu wypisuję:D
UsuńBardzo jestem ciekawa co jeszcze mamy współnego poza fachem i... majonezem kieleckim;) Dzięki za link, już sprawdziłam i pewnie jak już coś kiedyś urośnie, to będę używać tylko naturalnych farb:)
Pozdrawiam!!! :*