Nie cierpię przestawiania czasu. Dlaczego letni nie może zostać na stałe? Nie wyspałam się chociaż wstałam dopiero o 9.15 już nowego czasu. Zaraz w związku z tym było śniadanie, które zjadłam jeszcze w piżamie, co mi się jeszcze tu nie zdażyło. Potem przyjechał mój Kochany i przywiózł mi koszyczek ze święconymi pysznościam. Co dało mi dwa śniadania w ciągu prawie godziny.
Pogoda za oknem jaka jest każdy widzi. Śniegu po kostki. Mimo to, taka sytuacja nie przeszkodziła nam w pójściu do kościoła na rynku w Gliwicach. Co prawda przebrnięcie przez zaspy ze śniegiem padającym prosto w oczy nie było łatwe, ale udało się :) Wagary numer kolejny - zaliczone:D W drodze powrotnej wstąpiliśmy na gorącą czekoladę, która okazała się budyniem, ale dobrym budyniem. Jest taka kawiarnia Hemingway cośtam i właśnie tam usiedliśmy "na kawkę".
K: Co podać?
T: Ja proszę Książęce Porter. A Ty co chcesz?
D: A ja poproszę gorącą czekoladę.
K: Białą czy czarną?
D: Yyyy... białą!
T: Jesteś pewna, że chcesz białą? Przecież nie lubisz białej...
D: ....
(patrząc na niego jak na głupeczka z wymowną ciszą)
T: Może weźmiesz czarną a potem jak Ci zasmakuje, to wypróbujesz też białą?
D: .........
T: To jednak białą poprosimy.
D: Oj T., T. ....:D
Pod samym Instytutem postanowiłam wypróbować czy śnieg się dobrze lepi - oczywiście bezpośrednio na moim T. Lepił się znakomicie i śnieżki latały jak szalone. Do momentu kiedy się bidoczek nie wywalił, nota bene udając, że się wywala. Tak poudawał, że aż wylądował na tyłku. To za karę za to mądrownie się o czekoladzie, Kochanie :p ;)
Dzień był super, bo spędziliśmy ze sobą strasznie dużo czasu! Zwiedzaliśmy nieodkryte dotąd przesmyki, korytarze i windy, a wokół żywej duszy. Odkryliśmy jedno fajne miejsce gdzieś koło pralni z widokiem na przejście pod łącznikiem, dziwne zaułki w starej części szpitala... Fajne jest takie zwiedzanie otoczone niteczką niepewności, dreszczykiem emocji, zupełnie jak ten odkrywca z filmów przygodowych, którego oboje baaardzo lubimy oglądać :)
Między 17.30 a 19.00 kolejni goście w postaci rodziców T. i jego siostry :D :* :D Kupa świątecznego żarcia. Pysznego, aż żal nie zjeść, chociaż już ma się ochotę tylko pęc z przejedzenia... Po odprowadzeniu ich do wyjścia wpadł mi do głowy szalony pomysł, żeby pobiec tam do tego nowoodkrytego okienka, żeby im pomachać, ale tylko się zasapaliśmy, bo oni już zdążyli pójść:( Tyle metrów podskakiwania i ciągnięcia przejedzonego, nie rozruszanego cielska na nic. Krzyczeliśmy przez otwarte okno, ale mama chyba nie wiedziała czy to jej w uszach dzwoni, czy co to. Przecież się nie spodziewała, że my w jakimś oknie w zupełnie dziwnej części IO drzemy się właśnie do niej, żeby jej pomachać :) No więc poszła dalej. A ja zebrałam O-Pe-eR, za ten pomysł. Że ciśnienie mi skoczyło. Że teraz sapię i pewnie zaraz mi coś pęknie i padnę nieżywa.
Wiem, że jest Wielkanoc... I w związku z tym teraz są inne jajka ważniejsze. A nie ciągłe traktowanie mnie jak jednego z nich. Peace!
Tak poza tym, bo kicham jak najęta i mam zatkany nos. W zasadzie jedną dziurkę. Ogólnie się czuję w porządku a nawet jakbym teraz się przeziębiła, to nic takiego, bo nie jestem jak kiedyś przed operacją. Nie dam się, aaaa psiik! Ni cholery! :)
Wiem, że jest Wielkanoc... I w związku z tym teraz są inne jajka ważniejsze. A nie ciągłe traktowanie mnie jak jednego z nich. Peace!
Tak poza tym, bo kicham jak najęta i mam zatkany nos. W zasadzie jedną dziurkę. Ogólnie się czuję w porządku a nawet jakbym teraz się przeziębiła, to nic takiego, bo nie jestem jak kiedyś przed operacją. Nie dam się, aaaa psiik! Ni cholery! :)
DN nwlbjpg
Widzę, że udany dzień =)
OdpowiedzUsuńJak zrobi się cieplej to podam Ci kilka fajnych miejsc w Gliwicach gdzie warto pójść. To będziecie mieli gdzie połazić z T.
baaardzo chętnie :) :*
Usuń