wtorek, 30 kwietnia 2013

Wielki plus i minusik - IO dej forti for

Doktor N. - "A, dzień dobry pani D. No i jak się pani dzisiaj czuje?"
DN - "Dziękuję bardzo, pani doktor, super, jak zwykle... :D"
N. - (standadrowe pytanie) "Coś niepokojącego? Nudności, wymioty, bóle głowy?"
DN - "Nie, nic a nic :D"

N. (do oddziałowej)
"Pani Tereniu mówimy jej tą dobrą wiadomość, czy nie?"
Terenia - "Hmmm... czy ja wiem... Nooo dobra, niech pani powie."
N. - "Pani D.! Wyjdzie pani już drugiego, bo na jutro udało mi się załatwić pani naświetlania. Rano ktoś panią zawoła."
DN - "Boże jak cudownie, chyba zaraz padnę pani doktor! Bardzo dziękuję!!! Cieszę się przeogromnie!!! Normalnie jestem w szoku!!! Wielkie, przeogromne dzięki!!!"

("średnia" mina na twarzy)
N. "Jest jeszcze jedna wiadomość, pani D. - za miesiąc będzie pani miała kontrolny rezonans, damy pani trochę odpocząć, ale później jeszcze będzie pani dostawała od nas chemię... Zdecydowaliśmy jeszcze włączyć właśnie taką formę leczenia."
DN "A ile?"
N. "Standardowo podajemy około sześciu pakietów."

(6 x odległość między chemiami około 2,3 tygodni, to daje mi jeszcze, mniej więcej, cztery-sześć miesięcy leczenia...)

Stanęło na tym, że wychodzę teraz wcześniej niż planowałam, co jest mega plusem, ale jak widać jeszcze tu wrócę i to, jak się okazało nie jeden raz. Na szczęście w tym wszystkim "chemiczki", do których i ja będę się zaliczać, stawiają się na cyklostatyki co dwa, trzy tygodnie, tak na 1-2 do 5 dni max. Moja pierwsza reakcja na dzisiejsze wiadomości "wizytowe" była pozytywna, związana ze wsześniejszym wyjściem, ale przyznam, że potem odrobinę mną, jak to się mówi, tąpnęło. Nie spodziewałam się tego w ogóle, ale muszę powiedzieć, że dość szybko to zaakceptowałam. Nic się nie poradzi i tak! Muszę się cieszyć, że chcą się tego podjąć, bo to podobno drogi biznes i widocznie z profesorem zadecydowali, że tak będzie najlepiej.

Włosów mi nie szkoda! Logiczne, że wypadną i tym razem wszystkie, "jak jeden mąż". I tak to, co teraz mam to, jakieś "pożal się Boże" i to najmniejszy problem. Podobno odrastają jeszcze piękniejsze i zdrowsze! Jakby następowała ingerencja np. w moje ukochane zęby, w które zainwestowałam kupę kasy, to wtedy bym się martwiła. Nogą czy ręką, ale włosami?! Cycki też zostają na miejscu;) Nie cieszę się jedynie na chwilową menopauzę, jaka mnie czeka, uderzenia gorąca i zimna na przemian, zaburzenia cyklu, co zaraz każe mi myśleć o ew. posiadaniu dzieci, lub nie. Mój wiek gra na moją korzyść, więc nie zamartwiam się na zapas :D
Do końca się nie ustosunkowałam do tej nowej dla mnie sytuacji, ale powoli... Dopiero mam ją w głowie od jakichś 2h. Od bidy można mnie BARDZO DELIKATNIE pocieszać... :D

Mój T. przestraszony, że nie zdąży "ogarnąć" domu na mój przyjazd, ale wiem, że sprzątał dzielnie cały czas jak mnie nie było, więc na pewno nie ma zaległości! Dumna jestem i blada! :D A i jest przeszczęśliwy z takiego obrotu spraw, związanych z chemią, mam na myśli! Rodzice w zasadzie też. To i mnie nie pozostaje nic innego jak uśmiechnąć się do siebie i iść w końcu na te ubraniowe zakupy, bo dzisiaj znów wtorek = 10zł za kg w lumpekscie 10 min drogi stąd... Koło 16.00 Mężydełko też przyjeżdża...:) I już mi lepiej... :D :D :D No i wychodzę drugiego... czujecie toooo???!!! :D Ja pierdziu.... ale czad !!!

Czajcie na to - Countdown:
29.04 - 27 lampy
30.04 - 28
1.05- 29
2.05 - ostatnie lampy = OUT DO DOMECZKU !!!

DN nwlbjpg

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Najwyższy czas! (27/30) - IO dej forti fri

Tak myślę, że już normalnie nadszedł już ten czas, że mogę zacząć legalnie odliczanie i nawet skreślać sobie daty w kalendarzu. I aż mam strasznie przyjemne ciarki z eksajtmentu jak o tym myślę! Wstałam w świetnym humorze! Mam wygodny dresik, bo dzisiaj nigdzie nie wychodzę (za to jutro...), na twarzy maści wszelkiej maści, w uszach boską muzykę i jest wprost pięknie! Pogoda świetna, nic mnie nie denerwuje. Wszystko idzie idealnie - skończyłam właśnie przepyszną owocową sałateczkę czekając na obiad, na który zupa jarzynowa, łazanki i, uwaga!, deser w postaci kiślu... 

Była rano na wizycie moja lekarka prowadząca, ale powiedziała, że dzisiaj zadzwoni w sprawie tych jednych naświetlań i mi da znać... Spodziewałam się tego, że jeszcze tego nie zrobiła, chociaż zapewniała od piątku, więc i teraz jakoś nie będę wyczekiwać na jej pojawienie się z radosnym okrzykiem - "Pani D. udało się!". Wspominała w razie czego o 1-szym maja, znowu dodając, że niczego mi nie obiecuje. Ok, ale daj mi znać chociaż co i jak, kobieto! Przyzwyczaiłam swój umysł do świadomości, że wyjdę dopiero szóstego maja, nie boli mnie to już. Ani ziębi ani parzy. Tak ma być widocznie i już, zaakceptowałam i czekam spokojnie dalej. 

Mamy nową, bardzo sympatyczną panią. Ja wiem, koło 40-tki (we wprost zadżebistej peruce!!!) Na chemię, więc nie będzie długo, ale niech będzie, bo "zajmie się" tamtą od strony, powiedzmy "intelektualnej" a na pewno towarzyskiej - tzn. zajmie się wszelkimi jej pytaniami, rozmowami o chorobie itp. Ja znów pomknę w swój świat między uszami, a na nich ogromnymi słuchawkami Sony, czytanie itp. Zaczęłam dzisiaj kolejną grubaskę, tym razem "Bezsenność" - ukochanego Kinga. Straciłam rachubę, ale potem wszystko podliczę i zobaczę czy chociaż jedną półkę w domu udało mi się "połknąć" podczas pobytu tutaj.
Dobra! Jest po pierwszej, jeszcze chwilę posiedzę, potem poczytam ile sił i o 17-tej schodzę na lampy, tym samym odbębniając dziś dwudzieste siódme z trzydziestu.

Countdown:
29 - 27 naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne :(
 2.05 - 29 naświetlania
3.05 - wolne :(
4.05 - wolne, bo sobota :(
5.05 - wolne :(

6.05 - 30 - ostatnie lampy

DN nwlbjpg

niedziela, 28 kwietnia 2013

Mały niedzielny zlot młodzieży - IO dej forti tu

...na szczęście nie wszechpolskiej :P Tylko mojej, swojskiej, sztuk cztery, plus ja. Pojechaliśmy sobie samochodzikiem do "Europy Centralnej" połazić prawie bez celu po sklepach, pooglądać, zjeść coś z KFC, wypić kawkę i po prostu pobyć razem. Spędziliśmy tam lekko trzy godziny, tak mi się przynajmniej wydaje, bo szczęśliwi czasu nie liczą. Drobne zakupy, najlepsza latte na świecie (z McDonald'sa oczywiście), wypad do marketu budowlanego, gdzie część żeńska wypoczywała na komplecie ogrodowym podczas, gdy chłopcy oglądali mechaniczne, i nie tylko, różności, które służą do tylko im znanych celów.

Rozstaliśmy się dopiero sporo po 18-tej, albo i przed 19-tą, co strasznie mnie ucieszyło! Dzień był przeogromnie udany, cudowny i niezapomniany, mimo że nie było nie wiadomo czego. Tzn. było wszystko - fajni ludzie, ich czas poświęcony mnie, miłe słowa. Bycie obok siebie. Samo to, że chciało im się przyjechać taki kawał i spędzić ze mną ten fanstastyczny czas! Kolejny dzień dzięki temu zleciał w mgnieniu oka. Tym samym już czuję zapach poniedziałku - ostatniego tutaj, co oznacza, że jeszcze tylko siedem dni (a naświetlań tylko 4 - słownie CZTERY) Potem będzie sześć dni i tak coraz mniej, coraz mniej, aż któregoś dnia napiszę, że "JUŻ JUTRO DO DOMCCCCIIIIUUU....!!!"

Mój Szwagierek wspaniałomyślnie wykręcił mi żarówkę z lampki nad moim łóżkiem, której nie potrzebuję, a która jest na noc sukcesywnie zapalana przez tą współlokatorkę, bo akurat włącznik do tej lampki ma ona (!!!) nad swoim łóżkiem...:/  Cieszę się przeogromnie z tego dość niecnego czynu, który był moim pomysłem oczywiście! Zawsze to jedno źródło rażącego mnie w nocy światła mniej, a i "legalność" tego procederu napawała mnie dreszczykiem emocji ;) Poza tym kolejnym grzeszkiem, do kórego się Wam przyznam jest to, że podstępnie poprosiłam T., żeby zabrał mój czajnik do domu. Ja i tak w nim nie gotuję wody, bo nie pijam tu ciepłych napoi z racji, że w ogóle nie jestem herbaciana ani kawowa, i ta woda tutaj jest wprost ohydna w smaku! Za to kobita już od 6 rano (zaraz po tym, jak odebrała telefon o świcie od męża, który zresztą siedzi z nią już od 10 rano!) "grzechotała" mi dzisiaj o świcie tą gotującą się wodą, jak jeszcze spałam. Jest wspólny czajnik na korytarzu - zapraszam do korzystania! Poza tym ruch to zdrowie :P Jestem okropna? Nawet jeśli tak, to trudno! Ale się przejęłam... Przynajmniej jestem tego świadoma, bo nie jestem ideałem i nie będę! Dlaczego ja mam nim być wobec kogoś, kto się ze mną i moim zdaniem w ogóle nie liczy? Zresztą nikogo nie zabiłam. Zawsze jestem bardzo empatyczna, niemal do bólu uprzejma, przejmuję się losem innych, lubię jak ludziom jest wygodnie i dobrze, szanuję wszystko, ale z dbałością i o swoją własną godność i zdrowie psychiczne! Niech się cieszy, że pożyczyłam jej papier toaletowy, jak prosiła, i może się teraz gapić na "Ranczo", które sama zaproponowałam, że jej podgłoszę. Mam słuchawki na uszach, więc niech sobie leci, a ta, niech się cieszy póki może :P

Ciekawa jestem kogo jutro "rzucą". W końcu poniedziałek - dzień przyjęć. Mam nadzieję na jakąś "temperówkę", która upora się, przynajmniej z niektórymi zachowaniami tej kobiety. Mam też nadzieję dowiedzieć się na czym stoję jeśli chodzi o ew.dodatkowe naświetlania wynikające z benadziejności wypadającego po drodze weekendu majowego. Tak czy nie do cholery?! Jutro chcę to wiedzieć i już!!!

Countdown:
29 - 27 naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne :(
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne :(
4.05 - wolne, bo sobota :(
5.05 - jw, bo niedziela :(

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy


DN nwlbjpg

sobota, 27 kwietnia 2013

O jejku jaka ze mnie straszna biduleczka... - IO dej forti łan

Dzięki Ci Boże w osobie tej biednej, kochanej, zaspanej pielęgniarki, która przysniosłaś mi o 2.00 w nocy środki nasenne! Aż mi jej było szkoda, że po nią dzwonię i budzę, ale wprost musiałam. Jak na zaspaną wyglądała wyjątkowo pięknie, czego niestety zdążyłam jej powiedzieć. Myślałam, że wyzionę ducha! 

Babka, która teraz jest ze mną w pokoju, (bo od wczoraj nikogo trzeciego nam nie dali - a szkoda, bo może jakiś harpagan by ją utemperował!) na łóżku pod zlewem pieści się ze sobą tak niesamowicie, że aż jestem w szoku. "Bo ona nie zaśnie przy zgaszonym świetle..." A ja przy zapalonym!!! No i gadaj z taką! Wczoraj jakoś spała bez światła! Ale wczoraj to wczoraj, dzisiaj podobno - jak ledwo wysapała - nie dałaby sobie rady. No bidulka... naprawdę! Moja opaska na oczy nic niestety nie dała, bo światło, które włączyła przy zamknięciu powiek zwyczajnie prześwitywało. Kurde, w nocy się śpi, w nocy jest noc i ma być ciemno!!! Kobieto, masz już 60 lat, nie 3 do cholery! Jak można się aż tak pieścić ze sobą jeszcze w tym wieku??? Rano oczywiście pierwsze co, to przyleciała mi otwierać okna i odsłaniać rolety, przy których śpię (bo moje miejsce jest pod oknem). To ja znowu poduszka na głowę, która jak to pod poduszką, zwyczajnie się poci... Masakra! Tym samym wstałam wściekła jak osa, ale mam nadzieję, że mi przejdzie... Albo i nie, bo właśnie przyszedł jej mąż i przyniósł jej, (hurra!!!),  radio, którego jak mniemam zamierza słuchać na głos, bez użycia słuchawek. Cholera jasna, nie jesteś tutaj sama! Trzeba jakoś wspólnie sobie radzić z mieszkaniem, bądź, co bądź razem, jeszcze przez te kilka dni, bo to jest miejsce publiczne i obowiązują jakieś zasady wspólnego życia! Zdrowi tu nie leżą! Dobrze, że mam swoje słuchawki, których właśnie używam do zagłuszenia tego hałasu obok. Chilloutuję się z ulubioną muzyczką i jednak robi mi się coraz lepiej, zwłaszcza, że wychodzą... :P
P.S. Widziałam wczoraj na korytarzu "Pamelę". Znowu wróciła i w zasadzie chyba powinnam się cieszyć, że nie jestem w kompleksie dwóch pokoi z nią... Dobra ulżyło mi już na tą myśl :P Zawsze mogło być gorzej... 

Mam jeszcze jak się okazało parę odcinków jakiegoś serialu a może nawet jakiś niejeden film, to sobie "wrzucę" w razie czego. Póki co odcięłam się od pokoju w tych słuchawkach, nic mnie nie obchodzi, jak wrócą, to niech sobie siedzą i robią, co chcą. Ja mam swoje sprawy i wszystko gdzieś! Żadnych pytań, i próśb do mnie! Nie ma mnie dla nikogo i czekam sobie na moich kochanych gości, którzy niestety będą dopiero w okolicach obiadu ~13.00. Nie mogę się już doczekać i jakoś zleci ta sobota, a potem niedziela i znów odwiedzinki, tym razem "zlot młodzieży", czyli mój najkochańszy T. ze swoim bratem - K. i jego dziewczyną - D. i ich siostrą - N. ;) Rodzice pracują, więc nie przyjadą, ale zobaczymy się i tak niebawem :) Jejciu... jak ja już chcę do domuuu... Boże, daj mi jeszcze więcej cierpliwości, bo czuję, że będę jej potrzebowała teraz, na finiszu, jeszcze bardziej :(((

Wizyty jeszcze nie było, zresztą jest sobota i nie wiem czy moja lekarka dzisiaj ma dyżur. Co tam dyżur - ciekawe czy w ogóle jest dzisiaj w pracy. Więc nie wiem nadal co z tym wcześniejszym wyjściem, o które już normalnie zaczęłam się modlić nie mogąc spać, jednocześnie kląc na czym świat stoi! (Weź się N. trochę ogarnij, może by tak pokory więcej, co?) Się nie da czasami jednak! :(

Countdown:
22 - 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne

28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

piątek, 26 kwietnia 2013

26/30 - IO dej forti!

Dzisiaj mija czterdziesty dzień odkąd zjawiłam się w IO i dzisiaj będę miała 86% naświetlań za sobą! Nadal jednak nie mam odpowiedzi od pani doktor, która jeszcze dzisiaj mówiła, że gdzieś tam zadzwoni na dół i zapyta o sobotnie, ewenetualnie niedzielne lampy, żebym nie musiała totalnie bezsensownie i bezczynnie czekać tych czterech majowych, weekendowych dni (3-6). Nie nastawiam się w ogóle. Lepiej się miło rozczarować, wiadomo. Ale jasne jest, że jak się uda, to chyba kobietę ozłocę! Tylko niech w końcu przyjdzie i mi powie co i jak i czy coś ustaliła czy nie!

Już mi się marzy pobyt w domu... 
Myślami już leżę w łóżku w świeżej pościeli i przytulam się do pachnących plecków mojego T. wdychając zapach naszej małej, dwudziestometrowej norki. Ciasne, ale własne no i już niedługo... :) O ironio! Zmywam nawet w myślach gary, chociaż nie należy to do moich ulubionych zajęć, robię selekcję ubrań z zimowych na wiosenno-letnie, sprzątam łazienkę - nie, Aga, już nie chusteczkami dla niemowląt! Idę do optyka po nowe okulary, przede wszystkim wskakuję do wanny u Rodziców i tam spędzam minimum godzinę na wszelkich zabiegach pielęgnacyjnych, jakie tylko mi przyjdą do głowy. Potem idę na długaśny spacer z Mężem, uwieńczony piwkiem. Oczywiście pewnie tylko z jego strony, bo mi nie pozwoli, ale chętnie potowarzyszę mu i przy soczku czy innej herbatce. Byle na dworze, byle pod parasolem, byle z nim, w taką pogodę jak dzisiaj... Na samą myśl serce mi się raduje jak głupie! No, ale się rozmarzyłam :D W dalszej kolejności spotkania, spotkania. Oczywiście z umiarem, bo jestem strasznie senna i, powiedziałabym dość słaba, zwłaszcza popołudniami. Oko samo mi się zamyka, ale co się dziwić jeśli większość czasu spędzam w pozycji horyzontalnej czytając, śpiąc, czy gapiąc się w TV. 

W ogóle naliczyłam, że do tej pory przeczytałam od początku pobytu 12 książek, tym samym podnosząc trochę statystyki, nie tylko swoje, ale chyba całego narodu! I mam jeszcze jedną do skończenia i dwie kolejne do zaczęcia, ale dość grube, więc, ekhm, nie wiem czy zdążę;) (Haha, nieźle, boję się, że już nie zdążę przeczytać dwóch książek, tak krótko jeszcze mam tu być :D) Ale to dziwne. I przerażąjące zarazem. Co konkretnie? Ano to, że ten czas tak leci! Z jednej strony fajnie, bo szybko czas minął. Już słyszę w głowie głos T. - "A nie mówiłem, że szybko nam zleci? :)" Jak wrócę do domu, to pewnie nim się spostrzegę już będzie zaraz czerwiec... lipiec, w sierpniu nasza 4-ta rocznica ślubu, koniec wakacji, znowu jesień i zaraz rok od moich pierwszych bóli głowy. No dobra, jeszcze trochę, ale wiadomo o co chodzi. Leci czas i już. Podobno najlepiej to widać po dzieciach. (A propos, strasznie podoba mi się ta reklama z facetem, który w końcu odchodzi z domu a jego matka ciągle widzi w nim małego chłopca. Mało jest takich fajnych reklam ;) Sorry, nie ma prawie żadnych!) Wracając do dzieci, to muszę się zapytać mojej pani doktor kiedy można się starać o potomka, bo że trzeba poczekać, to nie ulega wątpliwości.

Moi rodzice się wczoraj dowiedzieli, że przez miesiąc teraz nie mogę jeszcze iść na basen, nie mogę jeździć rowerem, samochodem. Ogólnie powinnam po prostu o siebie dbać, nie przemęczać się i prowadzić "oszczędzający tryb życia". Ala ma tak napisane w wypisie. Kontrola za jakieś 3 miesiące, ale tego się dowiem szegółowo przy wyjściu. Muszę jeszcze zapytać o wyjazd za granicę albo podróż samolotem. No i to dziecko. W zasadzie dobrze, że to głowa, bo przy macicy albo piersi pewnie byłoby gorzej. No i jakbym miała zamisat radioterapii "chemię", bo ona powoduje obiawy jak przy menopauzie. Naświetlania macicy też są średnio wskazane jeśli ktoś chce się rozmnożyć. Dzięki więc, że to jednak mózg. Niby gorzej a w tym wypadku lepiej. Zresztą nie ma lepiej/gorzej. Było minęło!

Dzisiaj odpoczywałam aż do 13:00, czyli do obiadu i po obiedzie wyskoczyłam na godzinny spacer, bo skończyła mi się woda i pasta do zębów. Kroki skierowałam do Biedronki, ale było baaardzo gorąco i nie powiem, zmęczyłam się trochę. Od jednego spaceru jeszcze się nikt nie z****ł! (Teraz już, Szanowny Mężu wiedz, że leżę i odpoczywam, więc nie dzwoń z łaski swojej z OPeeRem!)
Jutro odwiedziny przemiłych gości, których już nie mogę się doczekać!!! :D W niedzielę również, ale z tego co wiem, to wpadnie raczej sam pan T. <3 W poniedziałek będzie mój ostatni poniedziałkowy wpis z Instytutu!!! W kolejny poniedziałek będę pisać już z domu, o ile pozwolą mi na to emocje, czas i wszystko związane z tym wyczekiwanym, już coraz bardziej, powrotem do domu...

Postanowiłam, że w ten weekend nie piszę, więc odezwę się najprędzej w poniedziałek, no chyba, że coś ulegnie zmianie... Zwyczajnie już mi się nie chce i też, nie oszukujmy się, nie ma za bardzo o czym pisać. Robię codziennie prawie to samo. Wstaję-wizyta-jem-śpię-czytam-jem-speceruję-leżę-czytam-śpię-mam naświetlania-jem-śpię. Ogólnie jestem zmęczona i senna. Wybaczycie przecież :P

Countdown:
22 - 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26

27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy


DN nwlbjpg

czwartek, 25 kwietnia 2013

No i kto ma gorzej? - IO dej serti najn

Tak mnie naszło na małe przemyślenie dotyczące tego, kto tak na prawdę ma się "gorzej" w związku: chory z rakiem-partner. Obserwuję właśnie obrazek. Państwo, (60+) z Rzeszowa, on się tu przeprowadził na czas jej naświetlań, czyli około 6 tygodni. Traktuje ją jak dziecko mimo, że jak go nie ma, to ona sama sobie świetnie ze wszystkim daje radę. (Poza tym, że wczoraj zażyczyła sobie, żeby spać przy zapalonym świetle... Zaproponowałyśmy jej tabletkę nasenną od sióśtr i zapewniłyśmy, że tu nie ma "baboków" i można spać bez światła. Zasnęła i lampki pogasiłyśmy.) Ich prawie każda rozmowa przez telefon kończy się poirytowaniem ze strony pani, bo po operacji widocznie coś jej uszkodzili delikatnie i nie może się tak od razu wysłowić, a on biedny nie wie z czego jest zrobiony kubek, którego ona akurat potrzebuje. Potem ze zdenerwowania zdaża jej się płakać niemal po każdym telefonie. I tak sobie siedzi obok niej i czeka nie wiadomo na co. Prowadza do ubikacji i wystaje pod drzwiami jak wazon zaglądając przez szybę... A ona marudzi i wykorzystuje to, że on tak się poświęca. Nie wiem kogo mi bardziej szkoda. Pewnie strasznie trudno jest zrozumieć chorą osobą i przyzwyczaić się do jej kaprysów, nastrojów i zachowań. W końcu choroba też zmienia człowieka. Mam nadzieję, że ja się nie zmieniłam i się nie zmienię w jakiegoś trana i potwora ;) Ale w razie czego - beware!

Miałam dzisiaj nie mieć gości, ale prawdopodobnie przyjadą moi rodzice pogadać z lekarką, bo mają do niej jakieś pytania w związku z "dalszym leczeniem". Jakim leczeniem? Z czego? Matko... Jakieś leczenie pozaenEeFZetowskie sobie wymyślili. Nie wiem o co chodzi, bo oczywiście sama zainteresowania dowie się na koncu, albo wcale, i nie poodba mi się to. Wychodzę i sprawa zamknięta, a nie jeszcze jakieś leczenie mi kombinują! Tym samym nie odpocznę jak planowałam, bo muszę lecieć na dół do rejestracji ich doupoważnić do odbierania informacji nt. mojego stanu zdrowia, dlatego, że póki co upoważniony jest tylko T. Plusem jest to, że chętnie kupię sobie jakąś bombeczkę kaloryczną w bufecie, huehuehuehue!

Countdown:
22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25

26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

środa, 24 kwietnia 2013

Tak! Jest super, bo... - IO dej serti ejt

1. W miarę się wyspałam.
2. Mam w końcu świeżą pościel,  nie mogę się doczekać aż się w niej zakopię na noc.
3. Słyszałam koszenie trawy 5 pięter pode mną i czułam jej zapach, a także ciepłe słoneczko wchodzące rano przez otwarte na oścież okno.
4. Nic mnie nie boli.
5. Znów jest prąd w gniazdkach = działa TV :DD
6. Odbyłam bardzo miłe spotkanie obfitujące w prezenty, łakocie i długi spacer m.in. z cudownym Młodym Mężczyzną (14 mies.), który uśmiecha się tak pięknie, że normalnie można go schrupać!!! Wielkie dzięki, Aga, jeszcze raz!!! :*
7. Standardowo o 17-tej poszłam na lampeczki i już mam z głowy - teraz tylko spaaaać....
8. Miałam dzisiaj 24-te naświetlania, co sprawia, że jeszcze tylko 6. (Mojej pani doktor akurat dzisiaj nie było, więc nie wiem jak tam sprawa z ewentualnymi naświetlaniami w którąś sobotę...)
9. Dostałam też coś takiego - oczywiście widać, co tworzy ananasek? ;D Natomiast moje usta stworzyły sobie "kopytko" i wzruszyłam się jak głupia... <3

Mniam, mniam!

Dzisiaj jest nas komplet, czyli trzy. Jedna, z którą już leżałam - ta, co fiknęła ostatnio po chemii pod ladą u pielęgniarek, i jedna aż z Rzeszowa, też już po operacji, na naświetlania "z głową". Ciut zakręcona, która myśli i mówi, że będzie mogła ze mną porozmawiać na temat naszych dolegliwości, bo nas łączą - w sensie, że głowa. Tsssaaaa... Już pędzę o tym trajkotać psze pani... Dopiero zaczyna, więc nie zazdroszczę, bo ja już prawie kończę !!! :D:D:D:D A też dopiero co zaczynałam... Rany jednak czas leci, wszystko się da przetrzymać :) Już zaraz, za chwileczkę, za momencik czeka mnie grill pod domkiem, chillout, spotkania z Rodziną i Przyjaciółmi... Z umiarem oczywiście;) 
Nawet takie proste czynności jak możliwość pozmywania garów albo poukładania sobie w półkach mnie cieszą już na samą myśl. Mam nadzieję, że szybko dojdę do siebie, bo ostatnio jestem tylko coraz bardziej "skapcaniała". Pobyt w domu, jak mniemam, postawi mnie na nogi i szybciutko dostanę "pałera"! :) Ba, jestem tego pewna!

Countdown:
22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23 już skreślam, a co!
24 - 24

25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

wtorek, 23 kwietnia 2013

UnforgettaBOAR night - niezapomniana noc z dzikiem... - IO dej serti sewen

O matko i córko... Ale chrapała jedna z tych nowych, aż normalnie się obudziłam! Jak najdzikszy dzik dosłownie! Co prawda do pani Danusi trochę jej brakowało, ale po całym weekendzie spędzonym w samotności miałam ciszę i spokój i nowe odgłosy prawie postawiły mnie na nogi. Na szczęście tylko "prawie". Na kolejne szczęście okazało się też, że dzisiaj ta pani dostanie chemię i spada do domu, więc luzik ;) Przynajmniej się skończy ich gadanie między sobą, które dotyczy oczywiście chorób, raków, specyfików, mazideł, poideł, przerzutów, zabiegów, leków, cycków... Dżizas! Ja wiem, że jak się dużo mówi o swoim problemie, to się człowiek jakby lepiej czuje. U mnie to jakoś nie działa. Ileż można gadać ciągle o tym samym? Mój Tata jak był tu dwa lata temu, to trafił na gościa, który niebawem wychodził i powiedział, że "W tej sali panuje zakaz rozmawiania o chorobie, bo trzeba ją pokonać i iść do domu." I bardzo dobrze. Po co to tak pieprzyć, za przeproszeniem? I tak się niczego nie zmieni a można się jedynie wkurzyć. A to że im się chce płakać, a to że im smutno... Luudzieee... Ja wszystko rozumiem, ale ogarnijcie się kobity! Rak jest przecież mega przereklamowany! Lepiej cieszcie się, że tu jesteście na tyle wcześnie, że można Wam te cycki poucinać, albo zatruć dziada chemią, albo naświetlić. I żyć dalej, a nie jęczeć jak jęczydło i użalać się nad sobą. Please!

Dzisiaj rano wyszorowałam sobie pięknie wannę i wzięłam ciepłą, pachnącą kąpiel a teraz nadal czekam na wizytę mimo, że już przed 11-tą. Chodzą w cały świat. Siedzę już jak na szpilkach, bom gotowa do drogi w miasto:) Pogoda cu-do-wna! Zamierzam skorzystać i jeszcze przed gośćmi udać się na małe zakupy, bo dzisiaj niska cena w jednym z lumpeksów, w którym już byłam. Wyczaiłam to i wiem :) Dlatego się wybieram na małe polowanie. Goście powinni zjechać koło 14-tej i pobędą pewnie do naświetlań, czyli do 17-tej, potem ich zwyczanie wygonię:P Powiem, że idę spać i żegnam się czule i wylewnie. Szerokiej drogi, dzięki za prezent, pijemy jak wyjdę. ;)

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
już skreślam, a co!
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Niedzielnie i urodzinowo - IO dejz serti fajw i siks

Wczoraj i dzisiaj same miłe odwiedziny. Wczoraj kwiatuszki, pizza. Dzisiaj lody z "maka", spacerek w parku i torcik tiramisu, życzenia, dużo telefonów, smsów i prezenty:) Jutro część dalsza odwiedzin urodzinowych, które planuję na kolejny spacerek, ale tym razem krótki, bo muszę być na 17-tą spowrotem, oraz wypad na lody:) W środę spotkanie z Agą i tym sposobem mam już zaplanowany prawie cały ten tydzień, który mam nadzieję w ten sposób szybciej mi minie. Jeszcze dwa. Tylko dwa. A ja jakoś czuję, że czas jakby zwalnia... Niedobrze, chociaż staram się o tym nie myśleć, bo im dłużej o tym myślę, to tym bardziej się wlecze. Będzie dobrze! Mój T. już wymyśla i wymyśla, co będziemy robić jak wyjdę, żeby mnie zachęcić do dalszej wytrwałości. Fajnie tak sobie planować :)

Dwie nowe babki przyszły dzisiaj na chemię. Jedna ma taką samą grę Tetris jak ja, ale ja mam w domu;) Stuka tymi klawiszami i stuka, ale wybaczam jej. W sumie obie gadają tylko między sobą, co mnie w ogóle ani ziębi, ani parzy. Nawet nie mam najmniejszej ochoty się wsłuchiwać w ich historie. Kolejne historie chorób nieznanych mi osób. Mam swoje sprawy i zanurzam się w książce mając wszystko gdzieś! Tym razem paperback Zafona "Cień wiatru" zakupiony wczoraj w Forum za całe 9.75 w Matrasie. To ja rozumiem! Interes życia :) Padam, złopię kroplówkę, potem idę wyjąc wenfolon, więc już się żegnam i ściskam Was, a co!

Zobaczcie jak już niewiele mi zostało, jeszcze chwila i zaraz będzie tylko jeden słupek... Yaaaay!!!
Spadam na "Kod da Vinci" jednym uchem słuchając jak babka zachwala mój tort do telefonu do kogoś ;) Thanks again T.! :*

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy


DN nwlbjpg

sobota, 20 kwietnia 2013

Piąta sobota - IO dej serti for

Pierwszy dzień mojego kolejnego, piątego już weekendu, w Instytucie minął dość szybko z odwiedzinami Rodziców jako punktem centralnym. Rodzice zaskoczyli mnie jeszcze w piżamie i zielonej maseczce na twarzy o 11.30! Myślałam, że będą standardowo koło 13-tej, więc stąd moje totalne nieprzygotowanie. 
Spędziliśmy razem miłe 4h na chodzeniu po, uwaga, marketach budowlanych w "Europie Centralnej" i pizzy, już na gliwickim Rynku. Objadłam się niesamowicie a tu jeszcze szpitalna kolacja na mnie czeka. Kocha, to poczeka :p

Wieczór planuję pod znakiem gapienia się w telewizor, dokąd tylko uda mi się wytrzymać :) Natomiast jeśli jeszcze raz usłyszę "Koralowe, koktajlowe", to puszczę pawia!

Jestem już w stresie na samą myśl o kroplówce, która jeszcze mnie czeka o 20-tej i jutro o 8-mej. Najbardziej nie lubię przepychania żył strzykawką przed podłączeniem kabla, bo bardzo często już po jednym dniu od instalacji wenflonu ręka mi się "zarasta", puchnie i szczypie. Chyba za szybko się wszystko na mnie goi... Oczywiście jestem bardzo odporna na wszelkie bóle, nie mniej jednak, nie jest to specjalnie przyjemne, ale mam nadzieję dać radę :p

Jutro kolejne odwiedziny, tym razem T. z mamą i siostrą. Mężydełko skróci mi wreszcie i wyrówna golarką resztki włosów, które po zdjęciu chustki stoją jak szalone, tylko muszę je najpierw umyć, o co już pytałam moją panią doktor. Na co ona, że mogę jak najbardziej, bez problemu. Od wody z szarym mydłem na naświetlanej powierzchni jeszcze się nikt nie z***ał!

O, właśnie mnie siostrunia podłączyła. Nie było tak źle, bo bardzo wolno wlewała mi ten śmieszny Dexaven, od którego w pierwszym momencie czuje się mrowienie w pewnej części ciała. No więc odsapnęłam i spokojnie się sama odłączę jak już wszystko do końca wypiję :) Potem do mycia i do wyrka z perspektywą jutrzejszych odwiedzin w głowie. 
W poniedziałek znowu przyjedzie T. a przed nim moi Rodzice, z prezentem, który, jak mi się wydaje, udało mi się zgadnąć;) We wtorek urodzinowych odwiedzin ciąg dalszy, a w środę być może randka w ciemno z Agą i Tymkiem ;) Kochana, czekam na info czy środa Ci pasuje :) :* Dobranoc!

16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3
19.04 - 21
20.04 - sobota, więc wolne

21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

piątek, 19 kwietnia 2013

Pani na włościach - IO dej serti fri

Wyszło na to, że dzisiaj i w cały weekend jestem sama w pokoju. Nie narzekam :)) Mam spokój i ciszę i będę sobie robiła, co mi się podoba. Łącznie ze smrodzeniem lakierem do paznokci i skakaniem po zaścielonych już łóżkach, czekających na nowe pacjentki :p Ale cśssiii... :D Mnie też wymienią pościel, z czego cieszę się niezmiernie! Tak, z tego też można się cieszyć! :) Czyste prześcieradło pod dupką, to je to!

Mirka też już poszła do domu. Przyszła się pożegnać i oddać mi papier toaletowy, wariatka!

Podczas porannej wizyty dowiedziałam się, że cofną mi wreszcie kroplówki i chyba znowu włączą sterydy. Lepsze to, niż picie tych czterech butli rano i jednej jeszcze wieczorem, zwłaszcza, że moja prawa dłoń już po zaledwie dwóch dniach odmówiła przyjmowania płynów dożylnie i w związku z tym piekła i spuchła. Na szczęście przepięli mnie na lewe przedramię i tym sposobem popędziłam od razu pod prysznic i na dwie godziny „do miasta”. Szaaaał!!! :D Lumpeks, Rossmann (tam o dziwo NIC nie kupiłam, zupełnie jak nie ja... ;), jakiś outlet, Biedronka, szejk z McDonald'sa. Wydałam trochę kasy i od razu mi się polepszyło samopoczucie. Zresztą wcześniej też miałam dobry humor, bo rano przeliczyłam sobie, że zostały już tylko dwa tygodnie tutaj. Dzisiaj już za mną 21-sza seria radioterapii, jeszcze 9 i spróbuję jeszcze raz poprosić panią doktor, żeby chociaż jeden jedyny raz pozwoliła mi dwa razy w ciągu dnia się naświetlić, to wtedy wyjdę 2-go maja bez marnowania trzech dni z weekendu. Jeszcze się nie podniecam, bo może być tak, że nadal będzie na nie.

Tak sobie też pomyślałam, że chyba trochę się boję powrotu do domu. Sama nie wiem czemu. Bardzo chciałabym, żeby było normalnie. Bez żadnych kloszy i trzęsienia się nade mną. Obawiam się jednak, że może nie być tak prosto... Przynajmniej nie w, że tak to nazwę, pierwszym okresie. Przewiduję maksymalnie około miesiąca na dojście do siebie i powrót do żywych...

Na koniec tematyczny fragment z niezłej książki, którą właśnie kończę.  

„Ależ dziewczyny – Bronka usiadła na murku przy ścieżce rowerowej – ja wam tak tylko sobie westchnęłam o chorobie. Ja przecież umierać nie zamierzam, to do wyleczenia jest. Będą teraz napromieniowywać mnie znowu w różnych punktach, wypadną włosy, będę osłabiona. A potem przyjdę na imprezę i wszystkie wzniesiemy toast nad orzeczeniem lekarskim, że rak wyleczony. Jest tyle kobiet, które to przeszły, amazonki i w ogóle. Aktorki, pisarki, malarki i księgowe. Cycki odrastają, a jak nie to się kupuje push-up. Z tego można wyjść, tak czytałam w piśmie dla kobiet, kiedyś w poczekalni u dentysty. Ale tak naprawdę to Bronka wiedziała, że mogiła z tego wyjdzie, a nie wyzdrowienie. Tylko nie chciała tego mówić na głos, bo zawsze trzeba mieć nadzieję. Zawsze lepiej być dzielną, niż się niepotrzebnie mazgaić.

Cwaniary” Sylwii Chutnik

16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3
19.04 - 21

20.04 - sobota, więc wolne
21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

czwartek, 18 kwietnia 2013

Pijemy dalej - IO dej serti tu

Miałam w planach zdjęcie wenflonu.
(Hahaha... JA miałam w planach... Tssss... Dobre!)
Po to żeby sobie śmignąć w tą cudną pogodę do miasta na małe zakupy. Oczywiście kosmetyczne, bo jestem tu prawie jak na odwyku, a dlaczego mam się pozbawiać jeszcze i tej przyjemności? Jeszcze spałam, jak o 8.00 zasmyrała mnie w rękę pielęgniarka z aresenałem butelek gotowych do podpięcia do dłoni mej osobistej prawej. Potem piłam i piłam chyba do 11.00. W międzyczasie była duża, czwartkowa wizyta różniąca się od pozostałych tym, że na nią przychodzą "wszyscy święci", czyli wszyscy lekarze z profesorem na czele, któremu moja pani doktor opowiada o swoich pacjentach (inni lekarze o swoich): kto zacz, co mu jest, co mu robią i co dalej. I tak dalej. A człowiek, w tym wypadku ja, siedzę i się pięknie uśmiecham słuchając każdego zdania. Jej wypowiedzi na mój temat się od siebie co tydzień nie różnią prawie niczym. Jedynie tym, że pani mówi, że to już, jak dzisiaj 20-te naświetlania, za tydzień powie, że 25-te. (O jaaaa... a potem jeszcze tylko 5 :D:D:D:D)

Poza tym w czwartki salowe, i nasza oddziałowa pielęgniarka - pani Terenia, dostają wściku. Sprzątają jak szalone. Poza Terenią, bo Terenia to szycha i ona tylko nas goni, żebyśmy nie wieszały ubrań na stojakach od kroplówek. A tu jest tyle miejsca, zwłaszcza dla tych, co są na tak długo jak ja, że nie ma innej możliwości, jak tylko korzystać z tych kikutów. Oczywiście potulnie ściągamy i wieszamy za łóżkami i wtedy "czego oczy nie widzą..."

Dzisiaj wróciła Mirka. Ta śmieszna od tekstu z wyjmowaniem oka i odkręcaniem drewnianej nogi, dla przypomnienia -> Pierwszy dzień naświetlań - IO dej for. Niestety (dla niej oczywiście stety!) wychodzi jutro, bo przyszła na dwa dni na "chemię". Dowalili jej poza tą jeszcze dwie. Razem będzie miała 9, ale już jest po 6-ciu. I po iluśtam naświetlaniach. Ta też sobie tu pomieszka. Niestety nie jest z nią najlepiej, ale tryska energią i jest przesympatyczna. Opowiadała mi dzisiaj o swojej teściowej, która też tu leży, III piętra wyżej. Nie porównując i nie licytując się na raki, Mirka ma o wiele gorzej, a nie zachowuje się tak jak ta jej teściowa, która ma wielki problem z tym, że schudła i wypadną jej włosy. Niektóre kobiety właśnie z tym mają największą bolączkę, ale o tym już pisałam. Cóż, każdy reaguje inaczej i radzi sobie jak umie w tej, nie ukrywajmy, dość trudnej sytuacji.

Jak ja sobie radzę? Hm... Wbrew pozorom różnie, bo i mnie czasem dopada jakiś mały smuteczek. Właściwie częściej dopada mnie złość. Nie, nie na Pana Boga. Nie zadaję sobie też pytania "Boże, dlaczego JA? Dlaczego akurat mnie to spotyka?" Widocznie tak miało być i już. Challenge accepted! Jestem zła, że muszę tyle czasu na to poświecić zamiast zająć się czymś innym, przyjemniejszym.
Ogólnie, to "mam gdzieś", co się ze mną działo i dzieje od grudnia. Na pewno znoszę swój własny stan lepiej, bo dotyczy tylko mnie. Jakby dotyczył kogoś z moich najbliższych, to pewnie byłoby gorzej i nie byłabym, uważam, tak "w kupie" jak teraz. Nie powiem, że nie zależy mi na moim własnym zdrowiu, ale wolę, że dzieje się to ze mną, a nie z kimś kogo bardzo kocham. Siebie też kocham, ale wiecie o co kaman. I tak od początku najbardziej martwiłam się tym, jak moja rodzina to zniesie i zależało mi, żeby się nie zamartwiali za bardzo, bo przecież wszystko jest OK. Będzie, co ma być i na niektóre rzeczy nie mamy wpływu i trzeba je zwyczajnie zaakceptować. Nie mniej jednak cieszę się, że dotknęło to mnie a nie kogoś innego. Senkju, baj! :)

16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3

19.04 - 21
20.04 - sobota, więc wolne
21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

środa, 17 kwietnia 2013

Pięć flaszek na zdychanko - IO dej serti łan

Od drugiej w nocy bolała mnie głowa, w związku z czym prawie nie spałam. Odstawi mi sterydy - jeden dzień jest OK, a kolejnego dnia już od nocy mnie zaczyna boleć :( Męczyłam się oczywiście prawie do południa, kiedy to (w końcu!) nastąpił obchód.  
Oczywiście zebrałam ochrzan, że nie zgłosiłam tego nikomu, ale chciałam na nią poczekać, bo to i tak ona zleca, co się komu należy. A może chciałam sprawdzić ile tak wytrzymam, sama nie wiem.... 

Tym sposobem otrzymałam pięć różnych butelek, które przez kilka godzin dyndały mi nad głową kapiąc miarowo swoją zawartością, powoli przynosząc ulgę. Ludzie! Jak to fajnie jak głowa nie boli! Przy okazji pobrali mi krew, ale ku mojemu zdziwieniu żyła, mimo że widoczna i spora, nie chciała współpracować. Zupełnie jak nie ona! Normalnie mam żyły chętne do kłucia, a dzisiaj coś im się nie chciało. Oczywiście suma sumarum się udało, z drugiej ręki – takie pobieranie krwi metodą na second hand ;)

Cały dzień przespałam nic nie jedząc aż do kolacji, i zaraz zamierzam do tego wrócić. Do spania czyli. Ku mej wielkiej radości, dziwnie zawołali mnie na naświetlania już o 15-tej i miałam z głowy :)) Jutro 18-ty kwietnia, czyli dokładnie miesiąc odkąd tu jestem...

Hir kamz kalendarz:
16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3
19.04 - 21
20.04 - sobota, więc wolne
21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

wtorek, 16 kwietnia 2013

Adieu... - IO dej serti

Nie, nie żegnam się jeszcze z Instytutem, niestety. I nie zaczynam w ten sposób, żeby znowu narzekać, ile to mi nie zostało, bla bla bla.
"Adieu" przeczytałam ostatnio na karawanie, który mijał nas jak szliśmy z T. z Instytutu do parku. Zaraz wywołało to w nas uśmiech, a ja pociągnęłam wątek, że fajnie byłoby mieć dom pogrzebowy o nazwie "See you later". Zastanowię się nad takim biznesem :) W końcu zawsze człowiek się będzie rodził, jadł chleb, chorował i umierał. Jak ktoś nie ma pomysłu na własną działalność gospodarczą, to służę powyższą listą ewentualnych zajęć na to rosnące bezrobocie. :)

Byliśmy dzisiaj w Decathlonie, ale żadnej, ani jednej fajnej czapki nie było! Udało mi się jedynie zjechać na tyłku z jednej skarpy w drodze z Areny do Decathlona/u, oczywiście w czystych spodniach... Z takim trawskiem na zadku chodziłam potem po sklepie, bo cóż mogłam poradzić. Za to na pocieszenie znalazłam taki jakiś śmiszny komin - cienki, oczywiście fioletowy. Można go nosić na szyi albo, co mnie bardziej interesuje, na głowie na kilka sposobów. Bardzo mi odpowiada i zakłada się go strasznie szybko. Niedrogi, oddychający, w moim kolorze. Czego chcieć więcej? :) Jestem mega zadowolona z zakupu i póki co odpuszczam kupno czapki. W zasadzie pełni on rolę czapki właśnie.

Dzisiejsze, 18-te lampy odbyły się w zawrotnym tempie. Wróciliśmy z tego Decathlona/u akurat przed 17-tą i poszliśmy na "żółty", gdzie dowiedziałam się od mojego przemiłego pana, jak się okazało - Dawida, że z jakiegoś powodu mam iść na "złoty". Maska w garść i poczłapalim. Byłam pierwsza i zaraz mnie zawołali. "Złoty" zauważyłam, że chyba ciut szybciej działa. Jakoś tamtejszy Cyklop żwawiej się porusza niż "żółty" i już po 15 minutach od wejścia wychodziłam. Takie naświetlania to ja rozumiem! Swoją drogą bardzo to jest denerwujące, że dla tych zaledwie 15 minut dziennie się tu spędza tyle czasu, w dodatku razem z weekendami...

Emilia vel Pamela dzisiaj opuściła IO zostawiając za sobą zapchany, upaprany mazią niewiadomego pochodzenia zlew, i nareszcie wolną łazienkę, z której będziemy mogły normalnie skorzystać, o której nam się będzie żywnie podobało!

Aktualnie popijam sobie cudowny sok z wyciśniętych moimi ukochanymi mężowymi rączkami pomarańczy oglądając 1z10 na "moim" telewizorze, który dzisiaj napędził mi stracha, bo nie działał, ale potem cudownie znów "ożył"!

Aktualizacja kalendarza, pozwólcie, że będę sobie skreślała :DD

16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3
19.04 - 21
20.04 - sobota, więc wolne
21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

DN nwlbjpg

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ala ma kota... - IO dej tłenti najn

... i psa też ma. I trójkę dzieci. I właśnie jest w domu. I dobrze, po dwóch miesiącach jej się należy. Pewnie, że mi się tęskni, ale ja też w końcu kiedyś wyjdę. Jak się dzisiaj okazało jednak nie tak prędko. Pani doktor się nie zgodziła na wyjście przed długim majowym weekendem, "bo to jest obszar jakiśtam i nie da rady" i koniec. eL-I-Pe-A. Zonk i trudno.

Na Alowe miejsce już jest nowa kobitka. Sympatyczna. Może zostać ;) Ja swoim łóżkiem podjechałam pod okno, jako stary wyjadacz, żeby skorzystać jeszcze z dodatkowej powierzchni, którą jest parapet. Zawsze coś tam jeszcze można postawić i zasłonić roletami. Te szafki, dla tych, którzy są tu, jak ja, na dłużej się nie nadają. W zasadzie to one są dosłownie bez dna. Można ładować i ładować, ale z drugiej strony wylatują rzeczy jeśli szafka nie dolega do ściany. Można się załatwić ;)

Mój plan naświetlań na następne dni, które muszę tu spędzić, wygląda następująco:

16.04 - 18-te naświetlanie
17.04 - 19
18.04 - 20, czyli 2/3
19.04 - 21
20.04 - sobota, więc wolne
21 - niedziela, jw

22 - urodziny, 22-gie lampy
23 - 23
24 - 24
25 - 25
26 - 26
27 - wolne
28 - wolne

29 - 27-me naświetlania
30 - 28
1.05 - wolne
2.05 - 29, przedostatnie naświetlania (!!!)
3.05 - oczywiście znowu wolne
4.05 - wolne, bo sobota
5.05 - jw, bo niedziela

6.05 - 30, w końcu ostatnie lampy

Jutro pryskam i wybieram się na tak zwane "miasto" w poszukiwaniu jakiejś fajnej, cienkiej czapki, która będzie moją najlepszą przyjaciółką przez kolejny rok nie tylko z racji braków w owłosieniu (i tak się cieszę, że nie w uzębieniu!!!), ale dlatego, że nie mogę wystawiać głowy na działanie promieni słonecznych. 

Jakieś propozycje? :D



DN nwlbjpg

niedziela, 14 kwietnia 2013

Kolejny weekend w IO - dejz tłenti sewen i ejt

Właśnie się skończył. To już mój czwarty weekend w Gliwicach. Jeszcze takich, mam nadzieję, dwa...

Z T., który wyjątkowo był już przed południem, w tą piękną pogodę wybraliśmy się do Lidla, a potem dołączyli do nas Tata i Siostra T. Pobyliśmy sobie razem około 4/5h, a teraz gapię się chwilowo w TV chociaż nie powiem, że nie przymknęłabym oka na troszkę, bo dzisiaj nic nie spałam i jestem lekko padnięta. Niby póki co nie śpię tak dużo, jak myślałam, że będę. W zasadzie wczoraj mi się tak zdarzyło, że po śniadaniu chyba do 15-tej znajdowałam się w objęciach Morfeusza. Potem taka trochę rozbita poszłam z Alą na mały spacer do parku, bo było w sumie ciepło. W samej bluzie. Taką tu mamy pogodę! :)

Dzisiaj rano odwiedziły mnie dwie kobitki, które przyszły w ten sam dzień, co ja, ale na chemię, więc te trzy tygodnie, które ja tu nadal "kwitnę" one były w domu. Ale przyszły mnie odwiedzić. Miło z ich strony. Ja do nich pójdę w tygodniu jak już Ala wyjdzie, co mi czyni, Zgaga, jutro!

Jutro znowu też przyjedzie, mój Szanowny jak skończy pracę. Tak samo moi Rodzice, bo akurat Tata ma kontrolę u swojej pani doktor. W zasadzie nic mi się nie chce. Nic specjalnego się nie działo i nawet nie ma o czym pisać... 

Pojechałabym gdzieś. Może nawet nad morze, którego jakoś nie darzę nie wiadomo jakim uczuciem. Ale tak mnie naszło... Najchętniej, to wybrałabym się na taką wyspę, na której rano Makłowicz na Dwójce wyciągał z morza jakieś kalmary, z których coś tam upichcił. Gotować też mi się chce. A nawet sprzątać. W domu. :) Smuteczek mnie ogarnia. Niby bliżej niż dalej, ale tęskni mi się przebaaardzoooo!!!


DN nwlbjpg

piątek, 12 kwietnia 2013

Na wiosnę się linieje - IO dej tłenti syks

Zwierzęta zrzucają sierść na jesień na pewno. Czy na wiosnę, to nie pamiętam, bo dawno nie miałam psa, ale to się, mam nadzieję, zmieni, jak wyjdę (żeby się zmobilizować do spacerów;) W każdym razie ja swoje owłosienie zrzucam i prześwity, na szczęscie nie na całej głowie, robią się coraz większe. Jak czasami do tej pory mi się zdarzało wychodzić z prawie "łysą pałą" (a na pewno baaaardzo krótką fryzurą), tak teraz nie ruszam się już bez chustki na głowie. Najdziwniejsze jest to, że jak pociągnę kępkę włosów, to wychodzą bez cebulek, tak, jakby były spalone (?) Możliwe. W końcu jeśli Cyklop zabija komórki rakowe, to nie szczędzi jakichś tam głupich cebulek włosowych. A te regenerują się potem od 3-6 miesięcy. Ta druga opcja, podejrzewam, jest zarezerwowana dla trochę starszych osób. A ja, jeszcze młoda, zdrowa, silna, nigdy nie chorująca na nic pewnie ogarnę to szybciej:)

Po wyjściu, ale jeszcze zanim do niego doszło, już widzę same korzyści. Ala namówiła mnie, na złożenie wniosku do MOPSu o zasiłek pielęgnacyjny. Rozpatrują ok. miesiąc i zwykle przyznają. Ala skorzyatała, ale ta to w ogóle już jest rencistką, bo przekroczyła 182 dni choroby i musiała się zwolnić. W końcu takie 153zł też dobre, a dlaczego i ja miałabym nie szkorzystać? Poza tym obowiązuje karta parkingowa dla niepełnosprawnych, darmowe przejazdy komunikacją miejską i 50% na pociągi. Ponoć ustalają to na minimum rok a czasem i na dwa. Nie czuję się w żaden sposób niepełnosprawna, chociaż dla ludzi, którzy mieli do czynienia z guzem mózgu komisja orzeka "znaczny" stopień niepełnosprawności z tymi plusami, które wypisałam.

I tak nikomu innemu tych pieniędzy nie zabiorę - jak mają nie dać mnie, to nie dadzą nikomu. Nikt nie zbiednieje. Jak się uda, to będzie fajnie. Najbardziej urządzałyby mnie zniżki na pociągi i darmowe MPK, a także tanie bilety dla "opiekuna osoby niepełnosprawnej". Zamierzam się więcej ruszać, oczywiście bez przesady, ale nie będę na okrągło woziła się samochodem jak do tej pory. Rower, autobusy, spacery.

Taki zniosek - no kurde, czemu nie? :P I tak nie wrócę od razu do pracy. Guz mózgu - w końcu nie w kij pierdział.


DN nwlbjpg

czwartek, 11 kwietnia 2013

JUŻ połowa za mną - IO dejz tłenti for i fajw

Tak na początek kolejna flora lingwistyczna. Zboczona jestem, nie poradzę :)


Dzisiaj miałam piętnaste naświetlanie, co oznacza, że jestem w połowie drogi!!! Niezmiernie się cieszę i tym bardziej nie mogę się doczekać :D
W ten poniedziałek wychodzi Ala. Siedzi tu już od 14 lutego, więc niemal lewituje od paru dni na myśl, że już za chwilę będzie w domu. Czasami czuję się jakbym to ja wychodziła i cieszę się razem z nią :) Mamy się spotkać jak ja też wyjdę, co oczywiście jest do zrealizowania skoro jesteśmy z jednego miasta, w dodatku mieszkamy od siebie rzut beretem. Poza tym okazało się jak świat jest mały, a raczej tak dziurzyna, z której obie pochodzimy, bo mamy wspólnych znajomych.

W ramach odwiedzin, rodziców i przyjaciółki rodziny, dostałam dwie kolejne książki, więc mam co czytać, ale jakoś jakby czasu mniej :) Tym bardziej, że w Gliwicach nareszcie czuć wiosnę! Byliśmy na rynku na herbatce i w parku pooddychać świeżym powietrzem, popatrzeć na ptaszki, jak powoli budują gniazda, i na mnóstwo krokusów, które ścielą się prawie tak gęsto, jak trup w "Drodze bez powrotu". Nareszcie będę mogła sobie wychodzić na spacery, bo nie będzie potrzebna kurtka zimowa :) Jutro z T. oczywiście śmigniemy sobie znowu do LeClerca i na spacer, bo żal nie skorzystać z tak pięknej pogody!

Rozmawiałam z technikiem, który jest na prawdę przestrasznie sympatyczny, o tym, co mam zrobić, żeby wyjść przed długim weekendem majowym. Powiedział, żebym zagadała z moją panią doktor, że da się dwa razy dziennie naświetlać w odstępach 6-8h. Dzięki temu wyszłabym już 30 kwietnia a nie 6 maja. Czyli niecały tydzień do przodu, a to dla mnie dużo! Na 6-go teoretycznie wypadają mi ostatnie, 30-te naświetlania, ale przecież 1 i 3 są wolne a potem 4 i 5 to sobota z niedzielą, kiedy to też nie dzieje się radioterapia. Niby coś się tam robi, powiedział pan technik, ale tylko dla ludzi z jakimś "specjalbym programem". 

Ogólnie czas jakby szybciej leci. Miałam taką nadzieję, że po połowie będzie już z górki i chyba faktycznie tak jest :) Nawet jakoś pisać mi się nie chce, idę się myć póki słynny postrach oddziału - Emilia vel Pamela nie wlazła do łazienki na 3h- słownie trzy godziny ;)


DN nwlbjpg

wtorek, 9 kwietnia 2013

Szczęście na Onkologii - IO dej tłenti fri

Tak! Można być szczęśliwym będąc pacjentem Instytutu Onkologii! Na moje szczęście składa się wczorajsza przeprowadzka, spokój jaki mam na sali, współlokatorki, szczególnie Alicja, i ogólnie moje pozytywne nastawienie, które do mnie wróciło :) Znowu patrzę na naświetlania pod kątem, że JUŻ 13, czyli za chwilę połowa, a nie dopiero i "o Boże, jeszcze aż 17 do końca" :D

Mam już od dzisiaj internet normalnie, więc i to dodaję do czynników wzmagających moje zadowolenie z życia:)

Dodatkowo już około 14 przyjechał T. z zapasem przepysznych soków, które nadal wstaje dla mnie wyciskać o 6.30. Posiedzieliśmy 4h razem i po lampach, na które standardowo zeszłam sobie nie wołana o 17.00, pojechał widocznie zadowolony z mojego nastawienia do życia i do pobytu tutaj :)
Pojechaliśmy sobie do LeClerca na małe zakupy, w tym kilka rzeczy również dla Ali. Pierwszy raz od czterech miesięcy zasiadłam za kółkiem mojego bolida:) Jak się okazało wcale nie zapomniałam jak się to robi i pomknęliśmy te kilka kilometrów na małe zakupy. T. cynkął mi fotkę i wysłał do mam, z których jedna zapowiedziała mu, że ma z tego powodu przerąbane, a druga ucieszyła się, że tak się szczerzę do zdjęcia - znaczy, że humor mi dopisuje, z czego i ona się cieszy :D

Ala mi dzisiaj powiedziała, że mogę dostać z sekretariatu jakiś wniosek na perukę. Tzn. na refundację do 250zł. Sama nie wiem. Może nawet i kupię. Tak jak Ala - będzie później do zabawy dla dzieci, albo żeby mieć ubaw jak sobie mój T. ją przymierzy:D
Powinnam ją chyba kupić zwłaszcza, że muszę niebawem wyrobić sobie paszport a nie mam żadnego aktualnego zdjęcia, zresztą te zdjęcia się przecież niedawno pozmieniały - poważna mina, bez nakrycia głowy, jakiś włos wypadałoby mieć. Wypadałoby, żeby wszystkie nie wypadły;) Mnie wszystkie pewnie nie wypadną, ale przecież nie zrobię sobie zdjęcia do paszportu, który jest ważny 10 lat z łysym plackiem nad czołem. A potem nie będę mogła nikomu go pokazać, bo wstyd ;)

DN nwlbjpg

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Zmiany, zmiany :D - IO dejz tłenti - tłenti tu

Weekend zleciał pod znakiem włosów, które zaczynają mi już powoli fruwać, zwłaszcza przy delikatnym nawet pociągnięciu (czego oczywiście staram się celowo nie robić, chociaż mnie strasznie korci...), odwiedzin, a także spotkań w 16-ce, czyli pokoju Ali.

Internet hulał tak jak i teraz, czyli do bani, dlatego chcąc sobie oszczędzić nerwów nie pisałam nic. (Myślałam, że transfer się poprawi z ósmym kwietnia, czyli dzisiaj, czyli teoretycznie z nowym okresem rozliczeniowym, ale póki co jest bez zmian. Czekam dalej.)

Nic mi się nie chciało. Byłam zła. Na wszystkich i na wszystko. Powoli brakowało mi chęci do czegokolwiek. Pani, która jest w dalszym ciągu leżąca była myta codziennie o 6 rano, więc już od tej pory nie spałam, a nawet jak udało mi się zamknąć jeszcze oko, to z kolei druga, która już wstała odsłaniała rolety i wpuszczała światło do środka. Okna na wschód.

W nocy „okienna odsłaniaczka”, która dzisiaj miała iść do domu, zmierzając ku dyżurce po krople na ciśnienie wyłożyła się pod ladą pielęgniarek jak długa, przy okazji uderzając się w głowę. Zlecieli się lekarz i kilka pielęgniarek i debatowali nad nią na głos. Okazało się, że już kiedyś miała zawał, a cały poprzedni dzień bolało ją w klatce piersiowej, czego nikomu nie zgłosiła połykając różne prywatne leki. Dzisiaj nie wyjdzie w związku z tym.
Na szczęście już mnie to zupełnie nie dotyczy, bo podczas wizyty zrobiłam smutną minę do pani doktor. Prawie płacząc powiedziałam, że w tej 13-ce jest taki przemiał ludzi, każdy opowiada o swoich problemach i ja się potem strasznie przejmuję. Aktoreczka :D Na to ona, że to jest szpital, że jedni przychodzą, inni odchodzą i tak to jest, ale później jednak zgodziła się, żeby mnie eksmitować i wrzucić do 16-ki, czyli do Ali. Dodatkowo zapisała mi jakieś antydepresanty 3x dziennie, których oczywiście nie mam zamiaru brać w ogóle. Około 10.00 już byłam z łóżkiem i szafką u Ali i nareszcie odsapnęłam. Mogę już tu siedzieć ile trzeba i obiecuję już w ogóle nie marudzić!  

Nie przeszkadza mi nawet to, że wróciła słynna Pamela i to, że jest w sali obok. Ala już z nią rozmawiała, że musimy sobie jakoś poradzić z łazienką, bo ona przesiaduje tam po trzy godziny. Tak więc ustaliłyśmy, że ponieważ są nas w sali trzy sztuki, to każda będzie korzystać po 10 minut a potem ona sobie wejdzie i będzie tam siedziała ile jej się podoba i będzie prała, smarowała się samoopalaczem i malowała się na noc ile tylko chce. Pamela nie przeszkadza mi w ogóle. Najważniejsze, że udało mi się wynieść z tamtej sali... Szczęściu memu nie ma końca, mogę nawet siedzieć tu przez weekend majowy chociaż tak chciałam wyjść przed. Teraz jest mi wszystko jedni i jak się p. doktor nie zgodzi, to wytrzymam bez mrugnięcia okiem :D


DN na mega luzie

piątek, 5 kwietnia 2013

Zmiany na horyzoncie? - IO dej najntiin

Dzisiaj do domu poszła pani Danusia. Aż miło było patrzeć jak ciągnie za sobą walizeczkę na kółkach, w kaszkiecie, ze swoją piękną synową u boku. Podwójnie miło, zwłaszcza po tym jak wczoraj udało mi się nagrać na dyktafon jej przeokropne chrapanie. Pojechała i zostawiła mnie z trzema babkami w tym jedną zupełnie nową, przywiezioną dzisiaj karetką, leżącą. Nie wstaje, ma założony cewnik i, za przeproszeniem, robi pod siebie. Nie dla mnie takie klimaty! Można złapać doła. Jak miałabym być kiedykolwiek w takim stanie, to bardzo proszę pozbawić mnie tej wątpliwej przyjemności wcześniej! Nie wyobrażam sobie tak leżeć i być niesprawną, w dodatku przy każdym obojętnie jakim dotyku pielęgniarki albo lekarki ciągle powtarzać „boli, boli”.
Wiem, jestem dzisiaj strasznie mało wyrozumiała.
Już się cieszę na jutro, bo o 6.00 mają panią wziąć do mycia. O 6.00? Szkoda, że nie o 5.00! No to się wyspałam...

Na szczęście zagadałam z Alą. Zapytałam ile ma osób na sali i okazało się, że komplet, czyli są we trzy, ale dwie jutro wychodzą. Na mój jednoznaczny gest brwiami powiedziała, „No, no! Zagadaj z naszą panią N., niech cię przeniosą do mnie jutro!” No to wysłałam T. do pani doktor, żeby to mój czaruś załatwił :) Złapał ją jak zwykle „w locie”, bo ta kobieta nie chodzi, tylko lata. A na pewno biega. Powiedział jaka jest sytuacja, że ja jestem jakaś taka smutna itp. itd. Na to ona, że oddział jest pełny. On, że jutro się zwolni, bo dwie od Ali z pokoju wychodzą. Ona, że będziemy kombinować. Na obchodzie zapytała mnie jak tam mój humor. Na to ja, że może być...
Mam nadzieję, że się zgodzi. W końcu jest tak samo lekarzem prowadzącym Ali.
Co to jest przejechać łóżkiem i szafką z 13-ki do 16-ki? Skoro jak tamte babki wyjdą, to ich łóżka też stamtąd wyjadą, to jaki problem wjechać tam jednym, plus moim? Mam cichą nadzieję, że się zlituje nade mną. Biedną, smutną, otoczoną samymi starszymi kobietami. Ala ma 34 lata, więc jest tylko 6 lat różnicy między nami. Sześć a nie dwadzieścia! Poza tym jest z mojego miasta, więc mamy wspólne tematy. Właśnie się do niej wybieram na którąś część „Zmierzchu”, bo zaraz leci, więc Ciao! I wish me luck!

DN na średnim luzie

czwartek, 4 kwietnia 2013

Chojraczyć trzeba umieć - IO dej ejtiin

Orkiestra chrapiących budziła mnie dzisiejszej nocy kilka razy. Pompa na szczęście tylko raz, za to o 3.30. Zasnęłam z powrotem bez problemów, ale jak świtało, obudził mnie ból. Głowy mej osobistej. Jedynej. Myślę sobie - „Przejdzie! Pewnie znowu ciśnienie na dworze jest do bani”. Tak sobie myślałam i myślałam katując się aż do 11.00, kiedy to w końcu zlitowałam się sama nad sobą i poszłam do pielęgniarki, żeby mi coś dała. Zadzwoniła po moją panią doktor, która rano na obchodzie na pytanie czy wszystko w porządku i czy nic mnie nie boli usłyszała, że nic, i że wszystko jest OK. Kłamczuszek. Chciałam być twardzielem, ale mi nie wyszło:/ Snułam się po kątach. Nawet spać się nie dało, bo ćmiło aż miło... Nie mówiąc o zmianie poziomu – kucniesz – boli, wstaniesz – jeszcze gorzej. Poddałam się i poszłam.
Pani doktor kazała mi pokazać język i na jego widok wydała z siebie zdziwione „Oooo, pani D. musimy panią nawodnić, ile pani dzisiaj piła?” - „Niewiele szczerze mówiąc, bo ta głowa mnie boli aż nic się nie chce, nawet pić.”

A mówiłam Wam, jak się kiedyś odwodniłam?

Po pobycie w sanatorium. 21 lat temu. (Jezu, jak to brzmi... „21 lat temu”...)
Story ow maj lajf! - Czek dys ałt:

Jak byłam mała, to jeździłam do sanatorium dla dzieci do Rabki. Dla dzieci w problemami z górnymi drogami oddechowymi. Jako dziecko często chorowałam – angina kilka razy do roku, to był standard. Rodzice załatwili mi wyjazd do Rabki. Na sześć tygodni. Dla siedmioletniego dziecka tyle czasu, to straaasznie dużo, wierzcie mi! Tata, chcąc nauczyć mnie, doskonale znanej jemu sztuki oszczędzania, na te półtora miesiąca zaopatrzył mnie w pieniądze w kwocie, uwaga! 30zł. Do picia w sanatorium dawali najczęściej kawę zbożową, której ja nie cierpiałam jak nie wiem! Herbatę czy kakao jeszcze piłam, ale kawa przeważała. Pieniądze, których i tak było strasznie mało, rozeszły się w tempie ekspresowym. Zwłaszcza, że jako dziecko miałam bardzo duże parcie na słodycze. Poszłam któregoś dnia do sklepu i kupiłam taaaakiiiieeeeego wieelkieeeego lizaka. Świdra. Kolorowego jak tęcza, za 11zł. Trochę tego, trochę tamtego i kasa się rozeszła. A pić, nadal nie piłam. Tym sposobem wróciłam z sanatorium po sześciu tygodniach odwodniona i wylądowałam w szpitalu na kolejne trzy, albo dwa. Fajnie, co? Potem byłam w Rabce jeszcze trzy razy, ale wracałam za każdym razem odpowiednio nawodniona i nawet szczęśliwa, jednak w dalszym ciągu jednakowo spłukana. A także z szerokim zasobem słów ze śląskiej gwary podłapanych od moich zaciągających rówieśników!

Ogólnie piję dużo, ale dzisiaj naprawdę nie miałam ochoty na nic. Poza sokiem osobiście robionym przez mojego kochanego T. Wczoraj mój tata stwierdził, że T. nie musi mi mówić, że mnie kocha, wystarczy, że zrobi mi sok ze świeżych owoców i warzyw. Wstaje w tym celu przed pracą, o 6.00 i robi mi soki. Ten śpioch! Jak ja mu się odwdzięczę?

Śniadania nie zjadłam aż do 12.00. W zasadzie zdecydowałam się na nie na chwilę przed obiadem, bo dopiero wtedy mi wrócił apetyt i chęci do życia. Wypiłam duży worek NaCl i Mannitol, czyli „metanol”, który już piłam w grudniu w szpitalu w Częstochowie a potem w Sosnowcu po operacji. Od momentu „wypicia” życie znowu nabrało sensu, tylko co się teraz nachodzę do łazienki... Znak, że nerki pracują;D

Sala pełna. Do jutra. Jutro wyjdą dwie, w sobotę ta dzisiejsza – najświeższa. Ma fajną perukę. Taki blond-bob.
Już kombinuję jaki sobie kolor „walnę” po wyjściu, oczywiście po tym jak odrosną mi włosy. Żeby było śmieszniej te, co to jeszcze mi nawet nie wypadły! Ciekawe kiedy w końcu zacznę linieć. I gdzie dokładnie. Wtedy się dowiem, gdzie było to cholerstwo. Tam był, tam celuje Cyklop, tam linieję. Proste. A potem odrastają i ciach farba!
Żeby w domu nie było hałasu, to muszę rozejrzeć się za jakimiś naturalnymi, ziołowymi specyfikami. „Nie farbuj, to szkodzi, farby są toksyczne, szkodzą, zwłaszcza, że kładziesz na głowę (Seriously?...) a głowa wchłania te toksyny. Poza tym masz taki ładny swój kolor!” Ta yhm! Piękny! Taki mysi. Bez wyrazu. Nie i koniec! Zanim dojdę do ciemnych zacznę od blondu, przez czerwony a może i różowy aż do brązu i do czekolady, którą kiedyś miałam. Tak mi było ładnie w tej czekoladce!

Teraz siedzę sobie odcięta od świata, bo z słuchawkami na uszach i czekam na T. <3, który ma przyjechać po pracy koło 16.30, do tego czasu bardzo możliwe, że w kółko poleci Paradise Coldplay. Może coś napiszę, w końcu już nadaję się do życia.
Proszę jak dwie foliowe torebeczki wypełnione cieczą wracają człowiekowi radość życia!


DN nwlbjpg

środa, 3 kwietnia 2013

Cierpliwość to zdecydownie nie jest moja mocna strona!!! - IO dej sewentiin

Przyszły dwie nowe babki. Jedna na chemię, więc wyjdzie w przeciągu trzech dni max. Druga mówi, że na dłużej, może nawet dwa tygodnie. (Najstarsza, która jest ze mną od początku wychodzi w ten piątek.) Obie sympatyczne, ale strasznie dużo gadają. Gada. Jedna z nich. Nie mogę tak jak ktoś ciągle coś mnie o coś pyta. Spokojnie poczytać nie mogę!
W dodatku dzisiaj wyjątkowo zawołali mnie na lampy o 18.00 i nie było ludzi, więc idealnie zdążyłam na 1z10. Wchodzę na salę a tu kobity oglądają coś na jedynce. Jakiś durny serial. Ale się rozkokosiły! - myślę sobie, - no to pooglądałam. Włączyłam dopiero prawie na finał.
Ta jedna, niestety co zostaje dłużej już zapowiedziała, że zaraz będzie jeszcze oglądać „Na dobre i na złe”. Chcę do domu!

Jutro mogę przyjść na naświetlania koło 17.00 – tak mi powiedział pan, który dzisiaj mnie mocował do stołu. Po znajomości. Mam nadzieję, że w związku z tym jakoś się z nim dogadam w sprawie tych końcowych lamp, które jak sobie wykombinowałam przyspieszę trochę, żeby nie siedzieć tu do końca weekendu majowego.

Niestety machnęłam się w obliczeniach i na 2go maja wypada i dopiero 29 lampa a nie 30, jak myślałam wcześniej. Do tego jak wiadomo 1 i 3 są wolne a potem od razu wypada weekend. Wymyśliłam, że któregoś dnia pójdę dwa razy, oczywiście w wymaganych odstępach minimum ośmiogodzinnych i tym sposobem może uda mi się 30 lampę mieć jeszcze 30 kwietnia, czyli akurat przed weekendem majowym. Troszkę się stracham, że może mi to nie wyjść, ale będę się starać :) W końcu nic mi nie jest i dlaczego miałoby się przedłużyć, albo dlaczego miałabym nie móc mieć dwóch w jednym dniu, skoro można?

Internet nadal prędkością nie powala. Właściwie, to mogę spokojnie powiedzieć, że nie działa! I w związku z tym jestem mega zła!
Również na pogodę! Śnieg, biało, zimno i ciągle pada. Gdzie ta wiosna? Jak mam tu tyle „gnić”, to niech chociaż będzie tak, żebym mogła wychodzić na świat!


DN dzisiaj wcale nie na luzie!

wtorek, 2 kwietnia 2013

2Gb? Śmiech na sali w IO - dej sikstiin

Dzisiaj krótko, bo tak naprawdę cały dzień nic się nie działo. Spałam po śniadaniu i po obiedzie. Potem przyjechał szwagier z dziewczyną. Przynajmniej się pośmiałam jak dzika:) Nigdzie nie chodziliśmy.

Ku mojemu zaskoczeniu kończy mi się transfer w telefonie, więc internet mi zwolnił prawie do zera. Już zostałam o tym poinformowana sms-em z T-mobile. Jednak 2 Gb to strasznie mało. Ponad pół godziny zajęło mi otwarcie strony z miejscem na wpisanie notki!!! To nie na moje nerwy. Źle bardzo, ale może jakoś dociągnę na resztkach do nowego okresu rozliczeniowego. Wszystko się tak strasznie wolno ładuje, strony otwierają się jakby wcale nie chciały. Ciekawe czy zdołam zamieścić tego posta. Albo ten post. Najlepiej oba :P ;) OK, mało ważne. Tzn. bardzo ważne, ale nie będę temu poświęcać nie wiadomo ile miejsca w notce.

Robię sobie powoli plany, których zbiera się już sporo, na to, co będę robić jak wyjdę do domu :)
  1. Wrócę do praaaacyyyy... :D:D
  2. Muszę się wziąć za jakiś sport. Koniecznie. Nie tylko pływanie, które będę „uprawiać” na miliard procent. Szachy odpadają ;)
  3. Nałożę sobie jakiś zadżebisty kolor na te moje włosinta :)
  4. Skoczę do kosmetyczki. Drugi raz w życiu ;) Pierwszy z cerą. Może coś wyczaruje i to, z czego jestem niezadowolona w magiczny sposób zniknie, bo już nie mogę patrzeć.
  5. Nad resztą jeszcze pracuję... a może nie chcę na razie zdradzać....


DN nwlbjpg

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Kryzys - IO dej fyftiin

Dzisiaj już chcę do domu. Bez jaj. Zwyczajnie mam kryzys. Pewnie przez to, że nie ma zabiegów i strasznie mi się dłuży! Perspektywa tego, że minęły dopiero dwa tygodnie... z siedmiu nie jest pocieszająca. W przeliczeniu na "lampki" zostało ich 23, wszystko przez ten pierwszy tydzień, z którego wykorzystałam tylko dwa dni. Jeszcze prawie trzy razy tyle, ile już tu jestem. Nie będę o tym myślała, to może w magiczny sposób czas przyspieszy. Zauważyłam też, że jak siedzę sama, bez odwiedzin, to szybciej robi się wieczór, noc i nowy dzień. Złudne to bardzo, ale ważne, że działa :)

Zacisnęłam zęby w trakcie odwiedzin mojego T., żeby mu nie truć jak to bardzo już tęsknię za domem. W końcu twardym trza być, nie miętkim. Co, ja nie wytrzymam? Wytrzymam, ale co sobie ponarzekam, to moje. Mogę! W końcu nie narzekałam przez tyle miesięcy. Od grudnia nie narzekałam. Na nic! No to chyba teraz trochę mogę, hm? Delikatnie, nie mówię, że zaraz będę rozpaczać, ale wyrzucę sobie to i owo i mi przejdzie.

Dzisiejszy dzień odwiedzinowy znów był pod znakiem "małych odkrywców". Zapuściliśmy się aż na poziom -1 do... uwaga! Tunelu! Gdzieś ukryte schody zaprowadziły nas pod parter. Tam, patrząc w lewo i w prawo korytarz długi i wąski z "trupim" światłem. Bezzapachowy. Zimny. Straszny. Adrenalina skoczyła, gęby się uśmiechnęły i wycedziły tylko - "Łaaaał... idziemy?" No i poszliśmy. Najpierw w prawo. Napis przy drzwiach - "Prosektura", skojarzenie z prosektorium, czyli zwłokami. Brrr... Ciarki mi przeszły po plecach. Mocniej złapaliśmy się za ręce, ale idziemy. Za rogiem ciemno, zupełnie nic nie widać i wieje chłodem. Nie starczyło nam odwagi, żeby tam się zapuścić. Wracamy.

Ktoś idzie!

Ubrany na biało. Zawsze możemy udawać, że szukamy wyjścia. Wszedł gdzieś "w ścianę", więc zamiast wrócić tym samym wejściem poszliśmy prosto, czyli od schodów tak jakby w lewo. Korytarz jeszcze dłuższy, momentami ciemny i ciut straszniejszy. Zaraz przypomniały mi się wszystkie horrory, które tak lubię oglądać. Idę. Przecież obok T. idzie się z uśmiechem od ucha do ucha nawet na rzeź. Nagle przed nami drzwi. Za nimi ciemno. Idziemy wartkim krokiem, pewnym. Drzwi automatyczne! Otworzyły się przed nami jak wrota. Podskoczyliśmy oboje. No dobra, bardziej i wyżej podskoczyłam ja! Chwciłam mojego obrońcę obiema rękami i zahamowałam tym samym nasze przemieszczanie się za te drzwi, za którymi było ciemno, i gdzie korytarz skręca w lewo...
Nie wiemy dokąd, ale pójdziemy tam jeszcze raz, żeby to zbadać!

Otwarcie drzwi zbiegło się z głośnym podskokiem na nierównym kaflu metalowego wózka prowadzonego przez jakiegoś innego (albo tego samego) chłopaka w bieli. W tył zwrot.
- "Przepraszam,  będzie tu jakaś tabliczka "schody", bo nie wiemy dokąd mamy iść?" - T. zagadał tak dla ratowania sytuacji, że tak na prawdę, to nas tu nie ma i przecież nigdy nie było.
- "Musicie iść korytarzem prosto do końca i tam będzie klatka schodowa". (Serio? Może jeszcze ta sama, którą weszliśmy? :P)

Odważni? Przede wszystkim ciekawi. Teraz już tylko tego dokąd prowadzi ten korytarz skręcający w lewo za automatycznymi drzwiami...

DN nwlbjpg